Kolejki do urn wyborczych, największa od ponad 30 lat frekwencja i krawawe zamachy zorganizowane przez talibów. Choć w Pakistanie trwa liczenie głosów oddanych w wyborach parlamentarnych, ich faworyt były dwukrotny premier Nawaz Szarif ogłosił juz zwycięstwo swojej partii.

Jego Pakistańska Liga Muzułmańska, według nieoficjalnych częściowych wyników prowadzi, ale prawdopodobnie zdobędzie zbyt mało głosów, aby samodzielnie utworzyć rząd. Do koalicji z nią wejdzie zapewne inna religijna partia - Pakistański Ruch na rzecz Sprawiedliwości byłego krykiecisty Imrana Khana. Ugrupowanie, które do tej pory nie było reprezentowane w parlamencie, uzyskało prawdopodobnie drugi wynik w kraju. Wiele osób ma nadzieję, że obie partie spróbują porozumieć się z miejscowymi talibami i tym samym zakończyć falę przemocy, jaka od kilku lat przetacza się przez kraj.

Na trzecim miejscu znalazła się rządząca do tej pory centrolewicowa Pakistańska Partia Ludowa prezydenta Asifa Alego Zardariego, wdowca po Benazir Bhutto.

Dokładne dane o frekwencji wyborczej nie są jeszcze znane, ale według wstępnych szacunków przekroczyła ona 50 procent i niewykluczone, że do urn poszło nawet 60 procent uprawnionych do głosowania. Dałoby to największą frekwencję w wyborach w Pakistanie od 1977 roku. Były to pierwsze wybory w ponad 60-letniej historii Pakistanu, kiedy demokratycznie wybrany rząd dokończył kadencję i ma szansę w sposób demokratyczny przekazać władzę.

Cieniem na głosowaniu kładą się krwawe zamachy, do których doszło w Karaczi, a także w Pendżabie i Beludżystanie. Zginęło w nich ponad 20 osób.