Publikowane informacje naruszają moją godność i powodują trudną dla mnie sytuację. Tak Władysław Serafin komentuje zarzuty, że po zatrzymaniu przez policję po przekroczeniu prędkości zasłaniał się unijnymi dokumentami. Jego zdaniem cała afera to "błąd interpretacyjny policjanta, dziennikarzy i polityków".

W oświadczeniu przesłanym Informacyjnej Agencji Radiowej Serafin podkreśla, że w rozmowie z policjantami nie powoływał się na immunitet, ale pokazał legitymację służbową Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego, którą policjant miał przy sobie przez ok. 30 minut. "Zatem nie 'machałem' jak podkreślają media, a przekazałem dokument. Jestem przekonany, że w sprawie dokumentu policjant prowadził konsultacje. Immunitet nie chroni przed otrzymaniem mandatu" - napisał Władysław Serafin.

Tłumaczył też dlaczego prowadził samochód bez ważnego prawa jazdy. "Kierowca siedział obok mnie, ponieważ odsypiał trudy podróży, a ja go zastąpiłem na chwilę w mieście i to przyznaje jest mój błąd" . O tym, że został zatrzymany, bo w terenie zabudowanym ponad dwukrotnie przekroczył dozwoloną prędkość, były poseł nie wspomniał w swoim oświadczeniu. Zwrócił natomiast uwagę, że podczas kontroli policjant nie zaproponował mu przyjęcia mandatu, zatem - jak podkreślił - nie mógł odmówić jego przyjęcia. "Uznałem, że pouczenie zakończyło postępowanie" - napisał Serafin w swoim oświadczeniu.

Media pisały, że pod koniec stycznia w Sieradzu policjanci z drogówki zatrzymali Władysława Serafina, bo w terenie zabudowanym zamiast 50 km/h jechał 111. Serafin, który siedział za kierownicą samochodu, zasłonił się unijnymi dokumentami ważnymi do 2015 roku, po czym ruszył dalej w trasę.

Gdy policjanci wszczęli postępowanie o ukaranie polityka - taka procedura obowiązuje w przypadku ochrony przez immunitet - szybko okazało się, że Serafin nie jest europarlamentarzystą, a dodatkowo od trzech lat nie ma prawa zasiadać za kierownicą. Policja prowadzi już postępowanie w tej sprawie.