Dzień po publikacji do redakcji "Rzeczpospolitej" zgłosił się ekspert z Michigan, który podważał słowa wojskowej prokuratury - dowiedział się tygodnik Wprost.

– Zgłosił się jeszcze ekspert z USA od detektorów wykrywających materiały wybuchowe i przekonywał, że Szeląg mijał się z prawdą mówiąc, że one reagują na wszystko od plastiku po pestycydy – powiedizał dziennikarzom Wprost jeden z pracowników gazety.

Według Gmyza, jeden z detektorów, którego używali eksperci, badający wrak w Smoleńsku reaguje nie tylko ogólnie na "cząstki wysokoenergetyczne", ale potrafi rozpoznać rodzaje substancji, znajdujących się na badanym przedmiocie, w tym przypadku na wraku. – Dzięki temu eksperci mogli stwierdzić, że na wraku jest trotyl czy nitrogliceryna jeszcze zanim próbki poddano badaniom laboratoryjnym – twierdzi w rozmowie z "Wprost" Gmyz.