Andrzej Poczobut, działacz nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi, został w sobotę zwolniony z aresztu w Grodnie; w zamian musiał się zobowiązać, że nie będzie opuszczał miejsca zamieszkania - poinformował PAP sam Poczobut.

"Zmieniono mi środek zapobiegawczy z aresztu tymczasowego na zobowiązanie do nieopuszczania miejsca zamieszkania. Pół godziny temu przyszli do mnie i powiedzieli, żebym zebrał rzeczy, bo zostanę przeniesiony do innej celi, po czym zostałem zwolniony" - wyjaśnił w rozmowie z PAP.

Potwierdził, że w sobotę przedstawiono mu zarzuty. "Trzech profesorów Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego napisało, że w 12 moich artykułach na stronach (internetowych) Biełorusskiego Partizana i Karty'97, są zniewagi i oszczerstwa pod adresem prezydenta oraz dyskredytacja Republiki Białoruś" - powiedział.

Poczobut powiedział, że pokazano mu listę artykułów, w których miałby się dopuścić zarzucanych czynów. "To były moje komentarze dotyczące bardzo różnych rzeczy, na przykład milczących protestów (z czerwca i lipca 2011 r., których uczestnicy umawiali się przez internet), procesu domniemanych terrorystów (Dźmitrego Kanawałauowa i Uładzisłaua Kawalioua, uznanych za winnych wybuchu w mińskim metrze w kwietniu 2011 r. i straconych) czy więźniów politycznych" - wymienił.

Według niego trudno powiedzieć, kiedy mógłby nastąpić proces, gdyż nakazano jeszcze ekspertyzę komputerów skonfiskowanych w jego domu i w siedzibie wspierającej ZPB spółki Kresowia. Ekspertyza taka może - jak powiedział - potrwać około miesiąca.

Maksymalny wyrok to 7 lat i 9 miesięcy

Jak zaznaczył Poczobut, maksymalny wyrok, jaki może mu być wymierzony, to 7 lat i 9 miesięcy więzienia. "Z tego oskarżenia grozi mi 5 lat pozbawienia wolności plus 2 lata 9 miesięcy z poprzedniego wyroku.(...) To sąd zdecyduje o karze i o tym, w jakim stopniu zostanie dodany poprzedni wyrok" - wyjaśnił.

Na Poczobucie ciąży już wyrok trzech lat więzienia w zawieszeniu na dwa lata za zniesławienie Łukaszenki, wydany w lipcu 2011 roku. Przed wyrokiem spędził on w areszcie 3 miesiące. Wtedy podstawą wyroku było osiem artykułów w "Gazecie Wyborczej", jeden na Biełorusskim Partizanie i jeden na prywatnym blogu.