"Zdjęcia wydarte rodzinie" - w artykule pod takim tytułem "Nasz Dziennik" wyraża swój sprzeciw wobec publikacji zdjęć Lecha Kaczyńskiego zrobionych przed startem Tu-154M i w trakcie lotu samolotu do Smoleńska. Fotografie zamieściły na swoich łamach "Gazeta Polska Codziennie" i "Gazeta Polska". Według redaktorów "ND", rodzina Wojciecha Seweryna, który był autorem zdjęć, nie zgodziła się na publikację.

Na jednym ze zdjęć widać Lecha Kaczyńskiego przechadzającego się między fotelami Tu-154M w czasie zakończonego tragicznie lotu. Zdjęcie zrobił Wojciech Seweryn, artysta plastyk, który wraz z prezydentem zginął w Smoleńsku.

"Nikomu nie dawałam zgody na publikację zdjęć, które zrobił mój ojciec, tym bardziej że nie było zgody prokuratury na ich upowszechnienie. Chciałam - oczywiście po uzyskaniu tej zgody i rozmowie z panem premierem Jarosławem Kaczyńskim, bo zdjęcie pokazuje jego brata - opublikować je najpierw w Stanach Zjednoczonych" - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Anna Seweryn-Wójtowicz, córka Wojciecha Seweryna.

Seweryn-Wójtowicz jest bardzo urażona faktem publikacji zdjęć przez "Gazetę Polskę Codziennie" i "Gazetę Polską". "Zostałam zdradzona i okradziona" - mówi córka Wojciecha Seweryna.

Anna Seweryn-Wójtowicz miał własne plany związane ze zdjęciami - jedno z nich chciała pokazać podczas mszy z okazji miesięcznicy smoleńskiej, inne zamierzała opublikować w prasie amerykańskiej, aby wywołać szeroką dyskusję o przyczynach katastrofy smoleńskiej.

Zamiary rodziny Seweryna potwierdza mec. Bartosz Kownacki, pełnomocnik prawny Anny Seweryn-Wójtowicz. "Po pierwsze, musielibyśmy uzyskać zgodę prokuratury, bo upublicznienie tego zdjęcia bez niej jest przestępstwem" - tłumaczy Kownacki. Kownacki zaznacza, że nie można upubliczniać takiego materiału, bo jest objęty tajemnicą śledztwa.

To potwierdza z kolei w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" prok. płk Zbigniew Rzepa, rzecznik Naczelnego Prokuratora Wojskowego. "Faktycznie pan prokurator ppłk Karol Kopczyk, który prowadzi śledztwo, informował pana mecenasa Kownackiego o tym, żeby nie publikować tych zdjęć, które otrzymał" - mówi płk Rzepa.

W artykule opublikowanym w "Naszym Dzienniku" opisane zostały również telefoniczne rozmowy Anny Seweryn-Wójtowicz z Tomaszem Sakiewiczem, redaktorem naczelnym "Gazety Polskiej". "Zdenerwowana powiedziałam mu, że to zdjęcie, gdybym tylko chciała, mogłabym sprzedać do jakiejś gazety brukowej i zarobić na tym krocie. Ale nigdy bym sobie na to nie pozwoliła - mówi pani Anna. - Zachowujecie się całkiem jak taki brukowiec, dla was liczy się tylko sensacja" - w taki sposób miała zakończyć rozmowę Seweryn-Wójtowicz.

Z artykułu wynika też, że Seweryn-Wójtowicz zgodziła się w końcu na publikację zdjęcia, gdy została poinformowana, że zaakceptował to Jarosław Kaczyński. "Powiedziałam: trudno, nie będę wchodziła w żaden konflikt z panem premierem. Ale ta zgoda była na mnie wymuszana. Zadzwoniła jednak później dziennikarka Dorota Kania z "Gazety Polskiej", żebym autoryzowała jej tekst, który też zostanie opublikowany. Był napisany w żenujący sposób, pourywane jakieś zdania z wywiadu mamy sprzed półtora roku. Gdy go z mamą przeczytałyśmy, powiedziałam dziennikarce, że absolutnie nie wyrażam zgody na publikację zdjęcia i wypowiedzi moich i mamy. I że się pod tym nie podpiszę. Nie zgadzam się też na używanie mojego nazwiska i nazwiska mojej mamy" - opowiada "Naszemu Dziennikowi" córka Seweryna.

Sakiewicz odpowiada "naszemu Dziennikowi"

"Rozumiemy gorycz redaktorów, że to nie oni pierwsi opublikowali to zdjęcie. Nie upoważnia to jednak ich do skłócania rodzin smoleńskich i pisania nieprawdy. Jedynym prawdziwym stwierdzeniem w tym tekście jest to, że właścicielka zdjęcia p. Anna Wójtowicz zgodziła się na jego publikację" - napisał w w komentarzu redakcyjnym w portalu Niezależna.pl sam Sakiewicz. Zaznaczył też, że ma świadków na to, że Anna Seweryn-Wójtowicz zezwoliła na na publikacje zdjęcia.

Sakiewicz zaapelował też do redaktorów "Naszego Dziennika", by "nie podgrzewali atmosfery i nie skłócali rodzin ofiar, bo to bardzo szkodzi sprawie".