Były ambasador RP w Atenach Ryszard Żółtaniecki uważa, że ogłoszenie referendum przez greckiego premiera Jeorjosa Papandreu było zręczną polityczną zagrywką, obliczoną na zyskanie lepszej pozycji w UE oraz wzmocnienie własnego gabinetu.

"Cała ta figura z referendum była niczym innym jak zagrywką pokerową Jeorjosa Papandreu, by zyskać lepszą pozycję przetargową w relacjach z europejskimi partnerami - powiedział PAP ambasador Żółtaniecki. - Nawet przy furii, wściekłości i zniechęceniu, wyrażanych przez Angelę Merkel, poprawia to jego pozycję, także wewnątrz kraju. Bo jego pozycja jest słaba, nawet w partii PASOK, która jest przecież bardzo podzielona".

Ambasador zwrócił uwagę, że zanim ogłoszono decyzję o referendum dokonano zmian kadrowych w armii, co świadczyło - jego zdaniem - o tym, że brano pod uwagę scenariusz, w którym mogło dojść wyprowadzenia wojska na ulice.

"Ten wariant w Grecji jest możliwy, wszystko jest możliwe. Tu chodzi nie tylko o emocje ulicy, chodzi też o jeszcze niewyartykułowane opinie ekstremów politycznych z prawa i z lewa. To wariant zderzenia z żywiołem, ulica jest nieobliczalna, bardzo łatwo sterować tym z zewnątrz. To wariant zabezpieczenia również przed kataklizmem wewnętrznym" - powiedział Żółtaniecki.

Pytany o szanse na przetrwanie Papandreu powiedział, że szanse są małe, ale są

"Wszystko jest możliwe, żyjemy w dramatycznym momencie przełomu, którego na razie nie ogarniamy. A to wszystko może za chwilę eksplodować" - dodał.

Mówiąc o premierze Jeorjosie Papandreu, podkreślił, że "to naprawdę wykształcony, światły polityk, jeden z niewielu. Papandreu jest szczytem wyrafinowania. Gdyby jego oponent z Nowej Demokracji (Antonis Samaras) zdecydował się na stworzenie rządu jedności narodowej, to dawałoby to ogromne szanse na reformę systemu. On jednak nie zgadza się na tę kooperację, chce nowych wyborów. Nie wiem, czy jest czas na wybory" - powiedział ambasador.

Pytany o szanse na przetrwanie Papandreu powiedział, że szanse są małe, ale są. "Nie ma jednak szans, że uspokoi to rynki. Te pieniądze, które (Grecy) dostają niczego nie załatwią. Bo to nie jest tylko problem długu, chorego systemu i zaburzeń, ale przede wszystkim reformy strukturalnej całego systemu greckiego i europejskiego, sposobów myślenia o ekonomii i o przyszłości Europy"- powiedział.

Zdaniem ambasadora, nawet jeśli Grecy dostaną dodatkowe pieniądze i obetną swoje wydatki "to i tak ten system nie jest w stanie wygenerować zysków, wzrostu gospodarczego, wzrostu produktu narodowego. Za chwilę będą w tym samym punkcie".