Posłowie z prokurdyjskiej Partii Pokoju i Demokracji (BDP) zapowiedzieli w niedzielę na konwencji, że będą kontynuować bojkot tureckiego parlamentu. Domagali się przy tym rozszerzenia autonomii dla kurdyjskiej mniejszości na Turcji.

"Warunki demokratyczne nie były wystarczające", by zakończyć bojkot - ocenił członek BDP Selahattin Demirtas.

Kurdyjscy posłowie zostali wybrani do parlamentu już w czerwcu. Jednak odmówili złożenia ślubowania poselskiego, dopóki nie dojdzie do uwolnienia pięciu prokurdyjskich deputowanych przetrzymywanych w związku z oskarżeniami o powiązania z separatystami. Domagają się też, by urząd posła mógł objąć inny polityk, którego wybór unieważniono z tego samego powodu.

Do października trwają w Turcji wakacje parlamentarne.

Inny przedstawiciel BDP, Gulten Kisanak, zaapelował, by rząd utworzył autonomię dla tureckiego Kurdystanu oraz wyraził zgodę na nauczanie w języku kurdyjskim.

Turcja zdecydowanie odrzuca apele o autonomię jako separatystyczne, podjęła jednak pewne kroki w dziedzinie edukacji. Rząd zezwolił m.in. na utworzenie placówek badających kurdyjski, na utworzenie kursów oraz transmisję programów w tym języku. Władze tureckie nie zgadzają się jednak na naukę w języku kurdyjskim na niższych szczeblach edukacji z obawy, że doprowadzi to do podziałów narodowościowych.

UE, o której członkowstwo ubiega się Ankara, domaga się od rządu, by przyznał więcej praw mniejszości kurdyjskiej. Jednocześnie Unia chce, by prokurdyjscy parlamentarzyści odcięli się od Partii Pracujących Kurdystanu (PKK), uważanej za organizację terrorystyczną przez Turcję, USA i UE.

W ostatnich tygodniach w nalotach armii tureckiej zginęło ok. 160 rebeliantów - podało wojsko. Z kolei w atakach kurdyjskich separatystów w weekend zmarło sześć osób.

Szacuje się, że trwający od roku 1984 konflikt w tureckim Kurdystanie pochłonął już ok. 45 tys. ofiar śmiertelnych.