Arabista ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej i Uniwersytetu Warszawskiego prof. Janusz Danecki o społeczeństwie libijskim i perspektywach demokratyzacji Libii:

"W Libii funkcjonuje tradycyjne społeczeństwo arabskie, w którym szczególną rolę odgrywa wielka rodzina a potem również plemię. Plemiona są od dawna w Libii niezwykle ważne. We wszystkich politycznych rozgrywkach i działaniach liczy się to, kto z jakiego plemienia pochodzi. Zresztą z tej plemienności Libijczycy wyszli niedawno w tym sensie, że stali się państwem. Jeszcze w okresie królestwa, czyli do 1969 roku, beduińskość była podstawą organizacji społeczeństwa.

Kadafi wprowadził nowy system, który nazwał dżamahirijja

Natomiast Kadafi wprowadził nowy system, który nazwał dżamahirijja, oparty na trzeciej teorii światowej, a więc takiej teorii, która wykracza poza socjalizm i poza kapitalizm - bezpośrednią władzę ludu. Próbował to zastosować. Oczywiście nie udawało się to, bo było to sztuczne, troszeczkę oparte na wzorach europejskich i Libijczycy przyjmowali nowość z dużą rezerwą i niechęcią, a stare układy dalej panowały. Zatem idea społeczeństwa opartego na innych niż te plemienne zasadach jednak się nie sprawdziła. Plemienne i rodzinne powiązania funkcjonowały i stąd nepotyzm oraz korupcja były wszechobecne.

Oczywiście Libijczycy kiedyś dadzą sobie radę ze zbudowaniem nowoczesnego państwa. Ale nie jest to łatwe zadanie. Po pierwsze nie ma alternatywy wobec starych władz. Ci nowi ludzie, to właściwie rozproszone grupy młodych osób, którzy mają wielki zapał rewolucyjny i zapał do walki, ale żadnej ideologii, żadnego przygotowania do tego, żeby budować państwo. Jedyni, którzy są do tego przygotowani, to jest stara gwardia. Zresztą Mustafa Abd al-Dżalil, który jest szefem Przejściowej Rady Patriotycznej - tę nazwę trudno przetłumaczyć z arabskiego - powołał do niej również ludzi ze starej gwardii, związanych z Kadafim. Niegdyś nawet szef wojsk powstańczych był wyższym oficerem, prowadzącym w imieniu Kadafiego wojnę w Czadzie, a później prawdopodobnie został pracownikiem amerykańskiej CIA. Powiązania wielu z tych ludzi są skomplikowane.

Libijczycy będą musieli to społeczeństwo budować, a nie mają z czego. I to jest pierwsze wyzwanie, które przed nimi stoi: jakie państwo stworzyć. W tej chwili w ogóle nie wiemy jak rozwinie się sytuacja. Możemy spojrzeć na Afganistan, gdzie jest podobnie. Rządzi rząd w Kabulu, a reszta kraju jest podległa władzy plemiennej. Demokratyczne konstytucje istnieją, a owszem, ale co z tego, kiedy tak naprawdę rządy sprawuje kto inny, a jeszcze do tego trwa wojna z Talibami. W Libii też jest niedokończona jeszcze wojna domowa, w której są z jednej strony zwolennicy Kadafiego, a z drugiej zwolennicy przewrotu. Między tym wszystkim są ludzie, którzy chcą spokojnie żyć i takich jest pewnie najwięcej.

Powstały uniwersytety, społeczeństwo jest wykształcone

Byłem w Libii po raz pierwszy w 1978 r. a po raz ostatni w zeszłym roku, więc obserwowałem rozwój tego społeczeństwa. Dokonało ono przez te ponad 30 lat niezwykłego skoku. Powstały uniwersytety, społeczeństwo jest wykształcone. Oczywiście nie całe społeczeństwo, ale ludność miejska. Są też ludzie żyjący w tradycyjnych, beduińskich społecznościach, gdzieś daleko w małych wioskach i miasteczkach na pustyni, ale im też się źle nie wiodło, bo Libia ze względu na swoje bogactwo stwarzała większości obywateli w gruncie rzeczy dobre warunki życia.

Służby specjalne bardzo dobrze działały i wszyscy się ich bali

Natomiast co innego doskwierało Libijczykom - autorytarna władza. O tym nikt nie mówił, bo służby specjalne bardzo dobrze działały i wszyscy się ich bali. Natomiast ja znajdowałem się w sytuacjach, kiedy dowiadywałem się co naprawdę Libijczycy myślą i czego naprawdę chcą. Mówię o ludziach z wyższym wykształceniem i nawet na wysokich stanowiskach. I oni też byli niezadowoleni, więc nic dziwnego, że dzisiaj, już właściwie po klęsce Kadafiego, nie ma wielu jego obrońców.

W Libii są wielkie pieniądze z ropy naftowej, które można wykorzystać. Wszystko tylko zależy od tego kto je wykorzysta i jak. Ja tu widzę niestety bardzo przykrą perspektywę czegoś, co wcześniej było w Kuwejcie. Mianowicie Kuwejt najpierw został zrujnowany, potem wyzwolony, a potem odbudowany i oczywiście Kuwejtczykom za wszystko wystawiono rachunek. W sumie chyba na tym stracili. Podobnie może być za Libią, bo już sojusznicy europejscy wyciągają rękę, proszą o ropę naftową, mówiąc: "My was wyzwoliliśmy i my będziemy odbudowywać to, co zniszczyliśmy, oczywiście za wasze pieniądze".

Libijczycy muszą sami zadecydować

Państwo podobne do tych, jakie mamy w Europie w Libii nie powstanie. A gdyby powstało, to byłoby siłą narzucone i takie państwo w ogóle nie powinno istnieć. Libijczycy muszą sami zadecydować. Jest tam warstwa wykształcona. Ona jest oczywiście umoczona w stary system, ale to nic nie szkodzi, bo to nie byli ludzie, którzy mordowali i mają krew na rękach, tylko ludzie, którzy, chcąc żyć spokojnie, byli związani z reżimem. Najważniejsze, żeby za władzę nie brali się ludzie zaimportowani z zewnątrz, bo tego w żadnym kraju się nie lubi - nie lubi się ludzi, którzy są emigracją, przyjeżdżają i nagle zaczynają rządzić. My to znamy również z Polski. To musi być elita miejscowa, nawet ta stara częściowo i ten stary reżim powinien się powolutku przekształcać. To jest chyba jedyna metoda.

Jak powinna być nasza rola? Tego też nie wiem. Trzeba im stworzyć warunki do swobodnego działania i trzeba ich słuchać. My powinniśmy ich prosić, żeby nam przedstawiali swoje potrzeby. Wtedy możemy im udzielać porady i pomocy, ale tylko wtedy, kiedy oni chcą. Najgorsze co mogłoby ich spotkać to okupacja amerykańska, europejska czy natowska. Tę lekcję już odebraliśmy w Iraku i Afganistanie".