F-16, Rosomak, samolot C295 to najbardziej znane nowe nabytki wojska ostatnich lat. Do 2018 r. MON zaplanowało wydać na modernizację ok. 30 mld zł i kupić m.in. śmigłowce i samolot bojowo-szkolny. Eksperci za najpilniejsze uważają teraz inwestycje w obronę powietrzną.

Formułując 14 programów modernizacyjnych - pięć głównych i dziewięć szczegółowych - MON przed niespełna dwoma laty zapowiedziało skupienie się właśnie na obronie powietrznej, w tym zakupach broni rakietowej, a także elektronicznych systemów wsparcia dowodzenia, rozpoznawczych bezzałogowców, samobieżnej haubicy, wyposażenia indywidualnego i kolejnych Rosomaków. Według ostatnich zapowiedzi w przyszłym roku miałby zostać przeprowadzony przetarg na 26 śmigłowców dla wojsk lądowych, powietrznych i marynarki.

"Generalnie modernizacja postępuje, oczywiście w ramach dostępnych środków finansowych. Gdybyśmy chcieli radykalnie poprawić sytuację, trzeba by było trzy razy więcej pieniędzy" - ocenia redaktor naczelny "Nowej Techniki Wojskowej" Andrzej Kiński. Zwraca jednak uwagę, że wskaźniki polskich wydatków obronnych odpowiadają średniej w NATO i "jeżeli będą konsekwentnie przeznaczane podobne środki, modernizacja będzie postępować".

Według Kińskiego "na modernizacji technicznej negatywnie zaważył udział w operacjach w Iraku i Afganistanie", trzeba było bowiem duży wysiłek skierować na wyposażenie oddziałów ekspedycyjnych. "Z punktu widzenia jednostek w kraju misje negatywnie odbiły się na wyposażeniu, choćby gros wozów Rosomak skierowano do Afganistanu, gdzie są eksploatowane w trudnych warunkach i po powrocie będą wymagały poważniejszych remontów, niżby to wynikało z ich wieku" - wyjaśnił Kiński. Z drugiej strony - jak zauważył - Irak i Afganistan pozytywnie wpłynęły na unowocześnienie umundurowania i wyposażenia indywidualnego.

Zdaniem Kińskiego "modernizacja jest prowadzona na zbyt szerokim froncie; rozpraszamy wysiłek". "Lepszą metodą wydaje się koncentracja na poszczególnych dziedzinach i osiąganie tam nowych zdolności operacyjnych" - ocenił. Jako przykład podał program F-16. "Jednak nie poszły za nim inne programy, które należało powiązać z wprowadzeniem nowego wielozadaniowego samolotu bojowego, np. szkolenia i implementacji łącza transmisji danych w standardzie Link 16" - zauważył.

Według redaktora naczelnego miesięcznika "Raport", Grzegorza Hołdanowicza, najgorzej sytuacja wygląda w Marynarce Wojennej. "Zastój jest kompletny, brak kroków sanacyjnych. Teraz kryzys prawdopodobnie się pogłębi przez brak kontynuacji programu korwety przy równoczesnych planach modernizacji dwóch fregat za oceanem, za ogromne pieniądze" - ocenił Hołdanowicz.

Stan wyposażenia lotnictwa transportowego Hołdanowicz uważa za dobry

"Brakuje decyzji w sprawie korwety Gawron, do której wciąż nie wybrano systemu walki. Koszty rosną koszmarnie, ale tak jest zawsze, gdy produkcja nie przekracza progu opłacalności" - zauważył. Zakwestionował też sens remontu dwóch otrzymanych od USA fregat - "okrętów, które mają ogromne załogi i raczej nie przystają do współczesnych potrzeb; nie są złe, ale na pewno nie przyszłościowe".

Zdaniem Kińskiego marynarka jest przykładem niefortunnych kierunków modernizacji. On także uważa, że 200 mln dolarów, które kosztowałby remont fregat, z większym pożytkiem można by przeznaczyć na budowaną od lat korwetę. Lepsza byłaby inwestycja w lotnictwo morskie, okręty podwodne i walkę z minami - niekoniecznie przez wyspecjalizowane okręty" - uważa Kiński.

Za trafną inwestycję uznaje on natomiast budowę Nadbrzeżnego Dywizjonu Rakietowego Marynarki Wojennej, który ma być wyposażony w rakiety NSM norweskiej firmy Kongsberg, testowane w czerwcu wraz z polskim podwoziem na amerykańskim poligonie. "W warunkach polskiego wybrzeża taki dywizjon ma większe możliwości bojowe niż rakiety zamontowane na okrętach, które w przypadku konfliktu zostałyby zniszczone przez wrogie lotnictwo - ocenił Kiński.

Według Hołdanowicza pod względem modernizacji "na drugim biegunie są Wojska Specjalne. To najmniejszy rodzaj sił zbrojnych, gdzie stosunkowo łatwo osiągnąć znaczący postęp, zwłaszcza jeśli się wie, co się chce kupować".

Opisując sytuację w Siłach Powietrznych Hołdanowicz zwraca uwagę, że trzy eskadry F-16, łącznie 48 samolotów, nie są wystarczającą siłą. "Powinno być 100-120 samolotów bojowych, z całą infrastrukturą. To wszystko kosztuje, ale utrzymywanie Su-22 i MiG-ów-29 będzie tylko oszukiwaniem siebie. Będą coraz więcej kosztować, a ich zdolności bojowe po roku 2020 będą praktycznie żadne. Przypomina to absurdalnie długie utrzymywanie w jednostkach MiG-ów-21" - uważa Hołdanowicz.

Stan wyposażenia lotnictwa transportowego, gdzie w ostatnich latach wycofano samoloty An-24, zastępując je C295, Hołdanowicz uważa za dobry. Jego zdaniem lepszym rozwiązaniem niż przyjęcie używanych poamerykańskich Herculesów byłby zakup nowych, droższych, ale wymagających rzadszych przeglądów samolotów C-130 w wersji J. Wątpliwości Hołdanowicza budzi program LIFT, gdzie "po cichu mówi się, że po dostarczeniu pierwszych 16, następne samoloty miałyby trafić do dwóch eskadr czysto bojowych".

Kiński ma zastrzeżenia do warunków przetargu, w których MON żąda, by samoloty miały przede wszystkim cechy bojowe

Także Kiński ma zastrzeżenia do warunków przetargu, w których MON żąda, by samoloty miały przede wszystkim cechy bojowe. "LIFT w pierwszej kolejności powinien zapewnić warunki do szkolenia, w drugim rzędzie może być samolotem bojowym. Może się zdarzyć, że dwa najbliższe spełnienia polskich wymagań samoloty będą kosztować więcej niż zakładany budżet. Ich zdolności bojowe będą większe niż Su-22, ale nieporównanie mniejsze niż F-16. Dlatego pozyskanie nawet używanych, starszej generacji F-16, byłoby większym wzmocnieniem niż samolot klasy LIFT" - ocenia Kiński.

Obaj komentatorzy są zgodni, że do najpilniejszych zakupów należą nowe systemy obrony powietrznej. "Priorytetem powinien być program modernizacji obrony powietrznej, przeprowadzany przy maksymalnym wykorzystaniu krajowego przemysłu. Za granicą trzeba by kupić elementy, które nie są wytwarzane w kraju - rakiety - ale już radary czy środki przenoszenia są do wykonania w kraju" - uważa Hołdanowicz.

Kiński zauważył, że w ciągu kilku lat będziemy musieli zakończyć eksploatację środków obrony powietrznej pochodzących jeszcze z czasów Układu Warszawskiego. "Biorąc pod uwagę, że do dziś procesy się nie rozpoczęły i nie ma pomysłu na ich finansowanie, można się obawiać, że wkrótce nastąpi skokowy spadek zdolności obrony powietrznej, a to podstawowy element obrony terytorium" - zaznaczył.

Według założeń MON wzmocnienie systemu obrony powietrznej skupiałoby się na zakupach broni krótkiego i bardzo krótkiego zasięgu, w tym zestawów Grom i Pilica, radaru Narew. Resort zrezygnował natomiast z programu samobieżnego zestawu przeciwlotniczego Loara.