Robert Frycz, którego mieszkanie 18 maja przeszukali funkcjonariusze ABW w związku z badaniem, czy na jego stronie internetowej nie znieważono prezydenta, miał już kłopoty z prawem, informuje "Rzeczpospolita".

Cztery lata temu został skazany na dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu. To kara za zdobycie danych z serwera firmy z branży telekomunikacyjnej.

Frycz w rozmowie z "Rz" przyznaje, że był taki wyrok. - Odkryłem w systemie tej firmy lukę, mówi. - Każdy użytkownik, który posiadał konto w systemie, miał dostęp do wrażliwych danych innych klientów. Były to m.in. numer telefonu, imię i nazwisko, adres. Nigdzie się nie włamywałem. Co więcej - odkryłem, że inne osoby także odkryły ten dostęp i korzystały z niego dłużej niż ja, tłumaczy Frycz.

Twierdzi, że o nieprawidłowościach poinformował firmę. Gdy ta, jak ocenia, nie chciała się przyznać do swoich błędów, ujawnił sprawę w sieci i zwiększył sobie, korzystając z dostępu do firmowego systemu, parametry kupowanego od niej internetu. Także tej korzyści dotyczy sądowy wyrok. - To było głupie, przyznaję. Błąd młodości, mówi dziś Frycz.