Były świetny hokeista Mariusz Czerkawski uważa, że Adam Małysz wybrał najlepszy moment na zakończenie kariery. "Każdy sportowiec marzy, by odejść wtedy, gdy jest na topie, a nie wówczas, gdy nikt nas nie chce, albo mamy kontuzję" - powiedział.

Zdaniem byłego gracza ligi NHL Małysz nie działał emocjonalnie. Podjął przemyślaną decyzję, podobnie jak on przed dwoma laty.

"Małysz czuł po prostu na sto procent, że nadszedł czas, kiedy powinien odejść. Wiedział, że trudniej przychodzi mu stosowanie rygorystycznej diety, mobilizacja, koncentracja. Na pewno nie było mu łatwo, jak każdemu zawodowemu sportowcowi. Po głowie chodzą w takiej sytuacji różne rzeczy. Ja przygotowywałem się do tej decyzji przez dwa lata. Chciałem już skończyć w 2006 roku, ale pojawiła się propozycja ze Szwajcarii i pomyślałem, że warto spróbować jeszcze czegoś nowego, mniej obciążającego niż NHL" - powiedział PAP Czerkawski.

Czerkawski jest przekonany, że najlepszy polski skoczek poradzi sobie w nowej roli, niezależnie od tego, co wybierze.

"Adam poradzi sobie na pewno. Gorzej z nami, kibicami przyzwyczajonymi do jego sukcesów. Adam nie należy do sportowców, którzy nie mają pomysłu, co robić po zakończeniu kariery i dlatego nieustannie ją przeciągają. Ma przecież wiele pasji, interesują go rajdy samochody, ale chyba od skoków zupełnie się nie będzie dystansował. Związek narciarski już pewnie myśli, jak wykorzystać jego doświadczenie i popularność" - dodał.

Były hokeista uważa, że każdy zawodowy sportowiec powinien w końcu znaleźć czas dla siebie.

"Wszyscy coś stracą po zakończeniu kariery przez Małysza. My - Polacy część dumy narodowej, którą zaspakajaliśmy dzięki sukcesom Adama, telewizja oglądalność, sponsorzy zainteresowanie mediów, co skutkuje zmniejszeniem zysków. Adam nie mógł jednak uszczęśliwiać w nieskończoność całego świata. Przez te kilkanaście lat kariery nie miał przecież lekko. W końcu może żyć tylko dla siebie, rodziny, najbliższych" - dodał.

Były zawodnik Boston Bruins, Edmonton Oilers, New York Islanders, Montreal Canadiens i Toronto Maple Leafs, który za oceanem spędził ponad dziesięć lat, nie sądził - dopóki nie wrócił do kraju - że Adam Małysz cieszy się tak wielką popularnością.

"Będąc w Kanadzie i USA nie zdawałem sobie do końca sprawy, jak jest skala +małyszomanii+. Trochę mnie ta radość z jego sukcesów ominęła, nie czułem tej atmosfery wokół polskich skoków. W Stanach czy Kanadzie nikt o skokach na dobrą sprawę nie ma pojęcia. Ze względu na różnicę czasu nie oglądałem też zbyt często transmisji ze skoków.

- Byłem w Salt Lake City i oklaskiwałem Adama jako kibic, ale to były igrzyska, niepowtarzalna atmosfera. Dopiero po powrocie do Europy, Polski zrozumiałem, że jego popularność to fenomen. Skoki narciarskie nigdy przed nim i myślę, że i po jego erze, nie były i nie będą w naszym kraju tak popularnie. Nie dziwię się, że ludzie w Wiśle i Zakopanem wylewają łzy" - dodał.