37 osób zginęło, a 52 zostały ranne w środę, gdy zamachowiec samobójca wysadził się w powietrze podczas pogrzebu na północnym zachodzie Pakistanu w pobliżu Peszawaru, w którym uczestniczyli przeciwnicy talibów z pasztuńskich plemion.

Zamachowiec wmieszał się w tłum żałobników podczas pogrzebu żony członka pasztuńskiej starszyzny plemiennej sprzyjającego rządowi, a następnie zdetonował ukryte na sobie ładunki wybuchowe. Według policji w pogrzebie uczestniczyło 300 ludzi.

Lider starszyzny, którego żona miała być pochowana, współpracuje z prorządowymi milicjami. Nie wiadomo, czy ucierpiał wskutek wybuchu.

Do zamachu przyznali się talibowie. "Milicje i żołnierze walczą z nami na prośbą Amerykanów. Będziemy ich nadal atakować" - powiedział rzecznik przez telefon agencji Reutera.

"Ludzie zebrali się i właśnie rozpoczęli modlitwę, kiedy podszedł do nich chłopak i wysadził się" - mówi świadek.

Rebelianci zdetonowali samochód-pułapkę na stacji benzynowej w Fajsalabadzie

Do ataku doszło dzień po tym, jak rebelianci zdetonowali samochód-pułapkę na stacji benzynowej w Fajsalabadzie, zabijając co najmniej 25 ludzi i raniąc 125 - do ataku przyznali się pakistańscy talibowie, którzy walczą przeciwko wspieranemu przez USA rządowi w Islamabadzie.

W Pakistanie doszło w ostatnich latach do serii zamachów bombowych, zwłaszcza na północnym zachodzie kraju przy granicy z Afganistanem, gdzie wojsko walczy z powiązanymi z Al-Kaidą talibskimi rebeliantami.