"Prezydent Komorowski jadąc do Wilna pokazał, że Polska w sposób konsekwentny wyciąga rękę do Litwy. Warto przypomnieć, jakie było tło ubiegłorocznej wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego, kiedy przyjechał na Litwę 8 kwietnia i tego samego dnia litewski parlament odrzucił projekt ustawy regulującej kwestie pisowni polskich nazwisk. To był policzek dla państwa polskiego, bo podejmowanie takich ustaw w czasie oficjalnej wizyty państwowej jest manifestacją polityczną.

W związku z tym obecność prezydenta Komorowskiego w niespełna rok po tym wydarzeniu, przy okazji święta narodowego (Dnia Odzyskania Niepodległości przez Litwę) jest dużym przejawem cierpliwości ze strony Polski i jednoznacznie pokazuje nasze dobre intencje. Przecież prezydent nie musiał akurat tego dnia być na Litwie. Mógł zająć się swoimi obowiązkami, bo przecież nie jest tak, że zawsze jeździmy na wszystkie święta narodowe, do wszystkich sąsiadów i partnerów.

Jeśli spojrzeć na potencjał Litwy i Polski w Unii Europejskiej, czy w ogóle w regionie, to jesteśmy bardziej predestynowani do tego, by być istotnym graczem, a cechą małych państw jest to, że podpinają się w jakimś sensie pod koalicje, do silniejszych. Jakkolwiek spojrzeć - geograficznie, politycznie, historycznie i kulturowo - Litwini są w jakimś sensie skazani na to, by grać w zespole wspólnie z Polakami.

Dziwi to, że coraz częściej spotykają nas ze strony litewskiej różnego rodzaju złośliwości i uszczypliwości. Litwa powinna się cieszyć, że pozycja Polski rośnie i powinna iść z nią ramię w ramię. Wtedy głos Litwy będzie silniejszy.

Jak nie będzie woli politycznej i zrozumienia ze strony Litwy w kwestii mniejszości polskiej, to nic się nie zmieni.

Prezydent jadąc na Litwę wykonał gest w stronę sąsiadów. Dla mnie jest to jednoznaczna interpretacja, że zależy nam na dobrych stosunkach z Litwą, tylko odnoszę wrażenie, że Litwinom nie zależy na dobrych stosunkach z Polską. To jest niepokojące i niezrozumiałe, bo Litwini nie mają specjalnej alternatywy niż dobre relacje z Polską".