Samochody, które fotografowały ulice na potrzeby usługi Street View, zbierały nielegalnie osobiste e-maile i hasła do poczt internetowych. Robiły to dzięki wyposażeniu w specjalne oprogramowanie do zbierania danych emitowanych przez domowe sieci WiFi – do procederu przyznał się Google, największa wyszukiwarka na świecie.
To reakcja Google’a na oskarżenia, które w ubiegłym tygodniu pojawiły się ze strony organów nadzoru w Hiszpanii i Kanadzie. Według nich firma złamała lokalne prawo, zbierając dane metodą mobilną. Władze w wielu innych spośród trzydziestu kilku krajów, w których działają samochody Street View, także prowadzą śledztwo. Oskarżenia o złamanie prywatności mogą boleśnie ugodzić operatora największej wyszukiwarki internetowej na świecie.
Tymczasem w piątek Google ogłosił zmiany proceduralne, które mają zapobiec powtórce kompromitacji. Firma wini za problem niewymienionego z nazwiska inżyniera, który bez zgody przełożonych wyposażył jej samochody w specjalne oprogramowanie.

Google: to przez pomyłkę

Google po raz pierwszy przyznał się do naruszenia prawa w maju, ale wcześniej nie podał, że nielegalnie zbierał osobiste dane. Najpierw stwierdził, że ściągał wszelkie użyteczne dane lub wiadomości wysyłane przez sieci WiFi, ale szybko zmienił komunikat na taki, który głosił, że wprawdzie niektóre z tych informacji były rejestrowane, ale były to zazwyczaj tylko fragmenty danych.
Jednak w piątkowej notatce na blogu firma przyznała, że zbierała kompletne e-maile i inne dane, choć nadal utrzymuje, że większość z 600 gigabajtów danych miało jedynie fragmentaryczną formę.
W ramach zmian wewnętrznych procedur, które mają zapobiec powstawaniu podobnych problemów w przyszłości, Google podał, że po raz pierwszy mianował dyrektora ds. ochrony prywatności.
Alma Whitten, inżynier pracująca w Londynie, już wcześniej miała węższy zakres obowiązków, jeżeli chodzi o technologiczne aspekty zwiększenia ochrony prywatności użytkowników. Obecnie jednak będzie odpowiedzialna za aspekt prywatności we wszystkich produktach firmy.

PR-owska salwa

Nowe procedury nie zrobiły wrażenia na obrońcach prywatności, którzy twierdzą, że nie niosą one ze sobą żadnych głębszych zmian w praktykach firmy.
– Ta kolejna PR-owska salwa ma uspokoić decydentów zarówno w UE, jak i w USA, którzy wprowadzają zabezpieczenia mogące ograniczyć niektóre praktyki Google’a w dziedzinie zbierania danych – powiedział Jeff Chester, założyciel waszyngtońskiego Centrum na rzecz Demokracji Cyfrowej.
Google podał również, że będzie wymagał od inżynierów pracujących nad nowymi produktami, by zachowywali szczegółowe specyfikacje tego, jak ich usługi będą zbierać i wykorzystywać osobiste informacje o użytkownikach. Nowa dokumentacja ma być dostępna dla audytorów zewnętrznych.
Przeciwko Street View protestowali mieszkańcy kilku krajów
Google’owska aplikacja Street View od samego początku wzbudzała duże kontrowersje. Dla jednych była rewolucyjną technologią ułatwiającą życie milionom internautów. Inni uznali ją za dowód na to, że Google bezpardonowo wchodzi w naszą prywatność.
Ostatnio przeciwko publikowaniu w internecie panoramicznych zdjęć ulic i budynków największych miast najgłośniej protestowali Niemcy. Wniosek o zamazanie w internecie ich domów wysłało do Google’a 250 tys. Niemców, czyli ok. 3 proc. gospodarstw domowych zamieszkujących w 20 miastach, które mają zostać objęte projektem. Wcześniej przeciwko nielegalnemu zbieraniu przez Google’a danych z internetowych sieci bezprzewodowych buntowali się Hiszpanie.
Street View działa od 2007 roku. Początkowo udostępniał jedynie panoramiczne fotografie kilku amerykańskich miast. Dziś dostępny jest w ponad 20 krajach. W Polsce projekt jest dopiero w przygotowaniu. W ubiegłym roku na ulice największych polskich miast wyjechały wprawdzie charakterystyczne samochody z zamontowanymi na dachach nowoczesnymi aparatami fotograficznymi. Zrobione przez nich zdjęcia na razie nigdzie się jednak nie ukazały. Polska centrala Google’a zapewnia, że na razie nie ma konkretnej daty uruchomienia usługi w naszym kraju. RW