W sieci rozkręca się samorządowa kampania wyborcza. Kandydaci zakładają blogi, profile i wrzucają filmy na YouTube’a. Niektórzy zamiast zabiegać o internautów, idą z nimi do sądu.
Prezydent Bydgoszczy Konstanty Dombrowicz zamierza skierować pozew przeciwko twórcy strony StopDombrowiczowi.pl. Jego zdaniem publikowano tu wiele nieprawdziwych i obraźliwych treści, jak „Chłop z Ludowic”, który „pokazał swoje buraczane oblicze”.
Autor bloga już otrzymał przedsądowe wezwanie do zamknięcia witryny, opublikowania na pierwszych stronach bydgoskich gazet przeprosin i zapłacenia 3 tys. zł na cele charytatywne. Tomasz Mazur, bezrobotny mieszkaniec Bydgoszczy, przepraszać nie zamierza. Broni się, że korzystał z wolności słowa i prawa do krytyki. Sprawa znajdzie finał w sądzie.
Podobnie jak spór prezydenta Torunia Michała Zaleskiego z krytykującym go internautą społecznikiem. Podstawą wniosku jest pismo, jakie torunianin Bartosz D. wysłał do jednego z urzędów, zarzucając prezydentowi „nieuczciwość, niegospodarność i korupcję”. – Został oskarżony o pomówienie – mówi Aleksandra Iżycka, rzeczniczka prasowa prezydenta miasta Torunia.
Większość samorządowców jednak, zamiast walczyć z internautami, woli ich sobie zjednać. Narzędziem mają być portale społecznościowe i mikroblogi. W SLD powstał nawet okólnik zachęcający członków partii do wstawiania w sieci prywatnych zdjęć, bo do młodych wyborców łatwiej trafi polityk ubrany na luzie niż pod krawatem. Te zasady coraz śmielej stosują politycy wszystkich ugrupowań. Na Facebooku możemy podziwiać prezydenta Poznania Ryszarda Grobelnego, który będzie się ubiegał o reelekcję, z wysokogórskiej wspinaczki, czy Krzysztofa Żuka, wiceprezydenta Lublina, z kanapką w ręku przy rodzinnej kolacji.