Politycy pracują kiepsko, a w dodatku zarabiają zdecydowanie za dużo – uważają Polacy. O tym, że ich pensje są za wysokie, jest przekonanych 86 proc. osób.
– Ja też mam bardzo negatywną opinię o pracy posłów. Tych z Platformy. Im dłużej będą rządzić, tym Polacy będą gorzej oceniać pracę posłów – mówi z przekąsem poseł PiS Zbigniew Girzyński, zapytany o komentarz do wyników sondy Wynagrodzenia.pl.
Wynika z nich, że aż 60 proc. naszych rodaków uważa, iż pensje polityków są zdecydowanie za wysokie. Dla 26 proc. są po prostu za wysokie. O tym, że są za niskie, myśli zaledwie 5 proc.
Co jednak nas doprowadza do takiej wściekłości? 10 tys. zł brutto dla posła, czyli około 7 tys. na rękę? Patryk Małecki, lekko wyróżniający się kopacz z Wisły Kraków, zarabia prawie dwa razy więcej. 16 tys. pensji premiera kraju, który najlepiej w Europie radzi sobie z kryzysem? Grzegorz Lato, prezes powszechnie wyszydzanego PZPN, który nie jest w stanie zbudować systemu szkolenia młodych piłkarzy, co miesiąc pobiera 50 tys. zł. A może działa nam na nerwy 20 tys. zł pensji prezydenta? Na konto Łukasza Garguły, piłkarza Wisły, który od roku leczy kontuzję, co miesiąc wpływa ponad 100 tys. zł.
Rzutki prawnik zarabia kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie. Zamiast do Sejmu, woli więc iść do kancelarii. Dobry ekonomista też nie będzie wiązał przyszłości z polityką, bo w dużej korporacji może liczyć na wielokrotność pensji posła. Tak zatem z każdą kadencją ubywa wykształconych parlamentarzystów. Wielu z nich nigdy nie zajmowało się niczym poza wspinaniem się po partyjnej drabince. Nie wiedzą, jak działa firma, plotą androny i jeszcze bardziej nas denerwują. Koło się zamyka.
– Większość parlamentarzystów solidnie wywiązuje się ze swoich obowiązków. A one nie są łatwe, to jest praca 24 godziny na dobę – mówi Jolanta Szczypińska z PiS. I zaklina się, że w tym fachu nie ma mowy o czasie wolnym.
Efektem ich pracy są jednak coraz bardziej sprzeczne przepisy. Do mediów przebija się ekscentryk Janusz Palikot, który dorobił się wcześniej, a teraz się bawi podnoszeniem poziomu adrenaliny wyborcom. Agnieszka Kozłowska-Rajewicz z PO przekonuje, że media promują tych polityków, którzy wyspecjalizowali się w ostrym języku. – A rzeczywistość wygląda inaczej: to mrówcza praca.
Ale nie chce powiedzieć, kto tych polityków wysyła do telewizji i kto ich wpisuje na listy wyborcze. Może innych chętnych na listy nie ma, bo politycy nie zajmują się obywatelami. Raz na cztery lata potrzebują tylko wyborców.
– Politycy stworzyli dwa światy: normalnych ludzi i świat polityki, hermetyczny i zamknięty – mówi dr Wojciech Jabłoński z UW.