Uczucie niedosytu – to ono dominowało wczoraj w sztabie wyborczym Bronisława Komorowskiego i wyzierało zza oficjalnych uśmiechów.
Zwycięstwo było tak blisko. Nie obejdzie się jednak bez drugiej tury. Niespełna 5 proc. różnicy między marszałkiem a jego głównym rywalem oznacza, że zdarzyć może się jeszcze wszystko.
„Bronek, Bronek” – skandowali zgromadzeni w sztabie Komorowskiego przy placu Trzech Krzyży, kiedy Donald Tusk wprowadzał marszałka z żoną do sali, w której wszyscy czekali na ogłoszenie wyników. Niektórzy zamiast „Bronek” skandowali „Donek”, ale nikomu to nie przeszkadzało. W sztabie kandydata PO zgromadziły się tłumy – aby wejść do środka trzeba było odstać w kolejce 45 minut. Nawet członkowie komitetu honorowego mieli kłopoty z wejściem do środka. Ale zamiast wielkiej fety był zawód.

Walka o poparcie

Teraz PO szykuje się do walki o wszystko. Politycy Platformy mają świadomość, że Jarosław Kaczyński w Pałacu Prezydenckim może oznaczać początek powrotu PiS do władzy. Strategia PO na drugą turę jest prosta: wszyscy przeciwko Kaczyńskiemu.
Sztab Komorowskiego chce się porozumieć z rywalami z pierwszej tury i poprosić ich o przekazanie poparcia. Gdyby udało się im zmobilizować elektorat Grzegorza Napieralskiego, Waldemara Pawlaka czy Andrzeja Olechowskiego – zwycięstwo mieliby w kieszeni. Wzorem jest kampania Lecha Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich w 2005 roku. Wówczas kandydat PiS wygrał, bo zjednał sobie wyborców innych ugrupowań. Teraz PO staje na głowie, żeby to kandydat PiS został osamotniony.

Bitwa o frekwencję

Już w zeszłym tygodniu sztab Komorowskiego nawiązał kontakt z zapleczem Napieralskiego, wcześniej starał się podebrać głosy lewicy, ujawniając w widowiskowy sposób, że Włodzimierz Cimoszewicz popiera kandydata PO. Ale poparcie innych to za mało, dlatego sam kandydat ma zintensyfikować swoją kampanię – choć już po pierwszej turze wydawał się bardzo zmęczony i zaliczał wpadkę za wpadką.
Platforma będzie też ostro walczyć o frekwencję w drugiej turze. – Ona mówi o sile mandatu wybranej osoby. Jeśli wyborców będzie mało, to mandat będzie nadszarpnięty – tłumaczy Halicki.



Jednak większym problemem jest obawa przed leniwymi wyborcami PO. W sondażach dotyczących drugiej tury Komorowski uzyskuje mniej więcej 60-procentowe poparcie, a Kaczyński 40-procentowe. Teoretycznie to bezpieczna przewaga i nawet przy frekwencji niewiele przekraczającej 40 proc. kandydat Platformy zwycięstwo ma w kieszeni. Ale jeśli mniej wyborców pójdzie do urn będzie mniejsza, może być kłopot. Zwłaszcza że, jak wynika z wewnętrznych badań Platformy nad elektoratem, wyborcy Jarosława Kaczyńskiego są bardziej zdeterminowani, by iść na wybory. Ci z PO – niekoniecznie. Pamiętają słowa premiera, że prezydentura to nic ważnego, jakieś tam żyrandole. Jedną z ważniejszych logistycznych kwestii będzie więc dostarczenie urn tam, gdzie potencjalni wyborcy PO pojadą na wakacje.

Prezydent kontra premier

Premier z marszałkiem już porozumiewali się co do tego, jak będzie wyglądać ich współpraca jako dwóch równorzędnych partnerów w sytuacji, gdy marszałek wybory wygra. – Komorowski jest lojalny, co jest często brane za słabość. I jeśli coś Tuskowi obiecał, to dotrzyma – mówi osoba z otoczenia marszałka. Na drugą połowę roku rząd szykuje pierwsze pakiety ustaw. – Zależy nam na dobrej współpracy prezydenta z rządem. To byłoby otwarcie zamkniętych do tej pory drzwi na reformy służby zdrowia i finansów publicznych – mówi Andrzej Halicki z PO.
W Platformie nie obawiają się powtórki z pierwszej połowy dekady, gdy „szorstka przyjaźń” między Aleksandrem Kwaśniewskim a Leszkiem Millerem osłabiła lewicę. W strategii PO wprowadzenie swojego kandydata na Krakowskie Przedmieście ma ułatwić utrzymanie rządu po wyborach. Tyle że w PO scenariusz przyspieszonych wyborów prezydenckich nałożył się na wewnątrzpartyjne wybory. W następny weekend będzie krajowa konwencja, która ma zakończyć wewnątrzpartyjny cykl wyborczy. To tam Donald Tusk ma zostać znów wybrany na stanowisko przewodniczącego. W sali Expo w Warszawie pojawi się 1300 polityków i działaczy Platformy. – To świetna okazja, by potwierdzić nasze poparcie dla marszałka – mówi rzeczniczka sztabu Małgorzata Kidawa-Błońska. Jednak deklaracjami trudno będzie ukryć przed światem, że między turami wyborów toczy się w środku Platformy pojedynek o władzę. Podczas konwencji ma być zmieniony statut partii w kierunku wzmacniania władzy przewodniczącego (czyli premiera Tuska) i ograniczenia roli sekretarza generalnego, czyli Grzegorza Schetyny.
Jeśli poleje się krew, a do prasy przedostaną się przecieki o rozgrywanych pojedynkach, bardzo to może osłabić kandydata Platformy.



Platformę dużo łączy z lewicą

GRZEGORZ OSIECKI:

Co rozstrzygnie o tym, kto wygra w drugiej turze?

SŁAWOMIR NOWAK*:

Mobilizacja elektoratów i intensywność kampanii. Będziemy robili wszystko, by tę mobilizację podnosić. Polacy muszą wierzyć, że od ich głosu wiele zależy.

Skoro musi być wielka mobilizacja, to znaczy, że boicie się o wynik tej dogrywki?

Nie czuję wielkiego zagrożenia. Uważam, że wszystko będzie bardzo dobrze. Potencjał wzrostu dla Bronisława Komorowskiego jest dużo większy niż dla Jarosława Kaczyńskiego.

Skąd ta pewność? Liczycie na poparcie elektoratu ludowców, lewicy?

Tu nie ma prostych rozstrzygnięć. Trzeba konsekwentnie przedstawiać dobrą ofertę dla ludzi. Także dla elektoratu, który głosował na Grzegorza Napieralskiego. To, co usłyszałem od niego zaraz po ogłoszeniu wyników – że będzie stawiał publiczne pytania o in vitro, rozwój gospodarczy, reformę edukacji – pokazuje, że Jarosław Kaczyński nie ma nic do zaoferowania temu elektoratowi. A my mamy wszystko. Kaczyński jest przeciwny metodzie in vitro, nie jest człowiekiem proreformatorskim.

Ale jeśli dacie gwarancje lewicy, to nie odbierze to Komorowskiemu głosów wyborców centrowych?

Nie. Między nami a elektoratem lewicowym jest olbrzymie pole wspólne. Chodzi o wyborców, którzy cenią wrażliwość lewicową, opiekę nad drugim człowiekiem, solidarność międzyludzką, czyli sprawy społeczne.

To mówi liberalna partia?

Na pewno większe pole wspólne lewica ma z nami niż z partią Jarosława Kaczyńskiego i z nim samym.

W takim razie wchodzi w grę koalicja rządowa z SLD?

Uuu, tu się pan posunął za daleko. Koalicje rządowe układa się po wyborach parlamentarnych.

A co z koalicjantem? Wynik Pawlaka jest słaby. To zmieni relacje w rządzie?

Nie, i dlatego Bronisław Komorowski dziękował w swoim wystąpieniu Waldemarowi Pawlakowi. Dzięki zachowaniom fair uchroniliśmy koalicję przed turbulencjami.

Tylko czy realnie słaby wynik ludowców nie popsuje stosunków w koalicji?

Mamy do siebie duże zaufanie, a w kampanii działała logika polaryzacji. Udało się to nieco przełamać Grzegorzowi Napieralskiemu, ale pozostali kandydaci dostali takie poparcie, jak widać.

Nie szkoda, że nie było zwycięstwa w pierwszej turze?

Ale było!

Ale rozstrzygającego.

Myślę, że tak spektakularne zwycięstwo to marzenie innych kandydatów. To jest wielki sukces Bronisława Komorowskiego i bardzo dobry wynik. To pokazuje, jaki jest potencjał przed drugą turą. Jestem spokojny o jej wynik. Będziemy apelowali i prosili Polaków o frekwencję. Jesteśmy na tyle mądrym i odpowiedzialnym narodem, że potrafimy się zmobilizować w takich sytuacjach. I ta optymistyczna, dobra Polska nie da sobie wyrwać z rąk zwycięstwa. Bo to byłby czarny sen dla modernizacji, gdyby Jarosław Kaczyński wygrał wybory.

*Sławomir Nowak, szef sztabu wyborczego Bronisława Komorowskiego

ikona lupy />
Fot. Marcin Kaliński / DGP