W cieniu bojów o ratowanie europejskiej waluty niemal niezauważona przeszła inna operacja finansowa: plan kupienia pokoju w Afganistanie. Kwoty są tu znacznie mniejsze, setki milionów, i to dolarów, nie euro, ale jeśli się powiedzie, popłynie w tej wojnie mniej krwi. Zginie mniej żołnierzy, w tym polskich.
FELIETON
Walka, rozejmy i pokój rzadko są na forum publicznym kalkulowane, jak budżet firm, bilansowane w rubrykach: zyski i straty. A powinny, konflikty zbrojne bowiem oprócz celów politycznych czy ideowych mają także cele biznesowe. Muszą się opłacać, jeśli nie w krótkiej, to w dłuższej perspektywie. Mają podaż, popyt, rynek kształtujący ceny. Dotyczy to także ludzkiego życia. Michael Howard, wybitny badacz wojen, wyliczył, że w czasach rzymskich zabicie człowieka kosztowało państwo około 50 dzisiejszych centów, podczas drugiej wojny światowej około 50 tys. dol., w czasie wojny wietnamskiej już kilkaset tysięcy. To koszty wyeliminowania przeciwnika. Swoją cenę ma także życie niewinnego cywila. Amerykanie za przypadkowe zabicie obywatela Iraku lub Afganistanu dają rodzinie ofiary około 2 tys. dol. rekompensaty. Podobne odszkodowanie wypłaciła polska armia za kobiety i dzieci zabite w afgańskim Nangar Khel. Prokuratura uznała ten incydent za zbrodnię wojenną.

Ile kosztuje zabicie człowieka

Plan kupienia pokoju przedstawiony przez prezydenta Afganistanu Hamida Karzaja podczas wizyty w Waszyngtonie zakłada płacenie każdemu rebeliantowi, który złoży broń. Podstawowa stawka – 2 tys. dol. – w warunkach afgańskich to pokaźny zastrzyk gotówki. Prominentni talibowie dostaną więcej, choćby na pokrycie kosztów emigracji do innego państwa muzułmańskiego. Partyzanci mogliby za te pieniądze zacząć nowe życie, otworzyć biznes, przeprowadzić się. W zamian zostaliby ułaskawieni i wypisani z listy przeciwników. Spisy takie mają zarówno władze afgańskie, jak i siły zachodnie operujące pod Hindukuszem. W przypadku Amerykanów to często listy proskrypcyjne, oddziały specjalne i CIA wykorzystują je do eliminowania celów. W ostatnich dniach w Kandaharze zniknęło ze świata kilkudziesięciu talibów uznawanych za szczególnie groźnych dla planowanej operacji oczyszczania tej prowincji z rebelii. Wszyscy figurowali na owych listach. Karzaj oferuje zatem nie tylko pieniądze, ale także zachowanie życia.
Według ONZ w 2009 roku w Afganistanie zginęło 2400 obywateli tego kraju (Narody Zjednoczone nie prowadzą statystyk zabitych rebeliantów, są oni liczeni razem z cywilami). Nie wiadomo dokładnie, ilu ludzi poległo od ognia wojsk koalicji i rządowych, a ilu z ręki rebeliantów. Przyjmuje się, że mniej więcej pół na pół. NATO i władze zabiły zatem około 1200 ludzi. Według wyliczeń na rok 2009 wojna w Afganistanie kosztowała USA 173 mld dol. – gdyby zastosować przelicznik według recepty Howarda, na zabicie człowieka trzeba było zatem wydać 72 mln dol.! W Afganistanie działa około 70 tys. rebeliantów – talibów, zwolenników Hekmatiara i Hakkaniego, zbrojnych grup przemytniczych itd. Gdyby na każdego przeznaczyć nawet po 5 tys. dol., ich wyeliminowanie w pokojowy sposób kosztowałoby 350 mln dol. Do tego trzeba doliczyć jeszcze drugie tyle na rozkradzenie przez lokalną administrację plus dodatkowe koszty operacyjne. W sumie za jakieś 700 – 800 milionów rebelia może ustać, gdyby plan Karzaja okazał się sukcesem. To mniej niż pół procenta pełnych kosztów wojny. Program przekupywania powstańców sfinansują Stany Zjednoczone i kilka kolejnych państw. Na razie administracja Obamy chce wyłożyć na ten cel 300 mln dol. w ciągu pięciu lat, Niemcy 70 mln euro, inni nie podjęli wiążących decyzji.
Plan przedstawiony przez Karzaja, a tak naprawdę zaaprobowany przez międzynarodową konferencję w Londynie w lutym tego roku, nie jest posunięciem precedensowym. Od 2004 r. podobna operacja trwa w Arabii Saudyjskiej. Kilka tysięcy członków i sympatyków Al-Kaidy przeszło tam przez ośrodki reedukacyjne, w których przystosowywali się do życia w cywilu. Po wypuszczeniu na wolność otrzymywali idące w tysiące dolarów dotacje na zagospodarowanie. Program reedukacji i przekupstwa ma 90-procentową skuteczność. Dziś Al-Kaida została praktycznie wyparta z Arabii Saudyjskiej do sąsiedniego Jemenu, którego nie stać na podobną kampanię. Koszty reedukacji są okryte tajemnicą. Wiadomo tylko, że chodzi o miliony dolarów.



Kolejnym przykładem udanego przekupstwa, i to na wielką skalę, jest Irak. Ojcem sukcesu był generał David Petraeus, głównodowodzący wojsk amerykańskich w tym kraju, obecnie szef dowództwa centralnego sił USA, któremu podlegają kontyngenty w Iraku i Afganistanie. Od 2007 r. uruchomił w prowincji Anbar program przekupywania sunnickich rebeliantów, który został następnie rozszerzony na cały kraj. W sumie około 300 tys. rzeczywistych i potencjalnych partyzantów przeszło na stronę rządu za pieniądze z USA. To właśnie przekupstwo, a nie militarne wiktorie, sprawiło, że Irak jest niemal spokojny i siły amerykańskie mogą planować stopniowe wycofanie się z tego kraju.

Skorumpować wroga

Amerykanie skutecznie korumpują także rebeliantów pakistańskich. Główne transporty dla sił NATO w Afganistanie idą przez terytorium Pakistanu drogą przez Peszawar i pusztuńskie terytoria plemienne, gdzie trwa rebelia przeciw władzom centralnym. Przejazd jednej ciężarówki z zaopatrzeniem kosztuje 3 tys. dol., to cena odwrócenia uwagi powstańców od konwojów. Sumą tą dzielą się następnie funkcjonariusze pakistańskich sił specjalnych, oficerowie armii oraz przywódcy rebelii. Gdyby nie ów transfer gotówki, droga Peszawar – Przełęcz Chajberska – Dżalalabad, życiodajna arteria dla natowskich sił pod Hindukuszem, byłaby nieprzejezdna.
Gdyby kupowanie pokoju uznać za plan biznesowy, należałoby go realizować od zaraz. Koszt minimalny, ryzyko niewielkie, a potencjalne zyski oszałamiające. Problem jednak w tym, że na wojnie w większym stopniu niż w normalnym biznesie rzeczywistość kształtuje tzw. czynnik nieprzewidywalności, dotyczy to szczególnie Afganistanu. W Iraku sprawę ułatwiła spójna struktura plemienna, wystarczyło przekonać głównych szejków sunnickiej konfederacji plemiennej Dulaimi, by tysiące rebeliantów złożyły broń. Pod Hindukuszem sprawy mają się inaczej. Tu każda dolina, a nawet wioska jest osobnym systemem społecznym i politycznym. Struktura plemienna została zdezintegrowana przez 30 lat wojny, rokowania trzeba więc toczyć nie na szczebli centralnym czy nawet prowincjonalnym, ale wręcz wioskowym.
Ta żmudna i delikatna misja, która może w jednym miejscu dać wspaniałe rezultaty, w innym zaś zakończyć się porażką, potrwa lata, ale w bilansie zysków i strat bardziej obiecująco wygląda rubryka „zyski”.
Plan przekupstwa to nadzieja na pokój. Skoro zadziałał w Iraku, na Przełęczy Chajberskiej i w Arabii Saudyjskiej, a nawet na szczeblu lokalnym w Afganistanie, może powieść się także w skali całego kraju.