Zachowanie biorących udział w telewizyjnym show uznane zostało za szokujące – blisko 80 proc. z nich nie zawahało się użyć prądu o najwyższym napięciu, by ukarać podającego nieprawidłową odpowiedź podstawionego uczestnika. Producenci programu otrzymali wynik znacznie wyższy niż ten, który udokumentował Milgram. W jego badaniach mylących się uczniów ukarało dwie trzecie uczestników eksperymentu. Tylko czy telewizyjną produkcję można uznać za rekonstrukcję naukowego badania? I jak należy interpretować zachowanie uczestników programu?
Powody, dla których Milgram przeprowadził eksperyment badający posłuszeństwo wobec autorytetów, a ja zdecydowałem się w 1971 r. na eksperyment więzienny, były dość oczywiste. W tamtym czasie pokutowało myślenie, że jednostki dokonują świadomego wyboru pomiędzy dobrem a złem, a decyzja ta jest wyrazem ich wolnej woli. Czy zdecydujemy się na dobry, czy na zły uczynek, zależeć miało od naszych wrodzonych skłonności. My mówiliśmy coś przeciwnego.
Eksperymenty pokazały, że każdemu można narzucić taką rolę, w którą wpisane jest czynienie zła. Ubranie człowieka w mundur strażnika i polecenie mu, by pełnił rolę więziennego dozorcy, determinuje jego zachowanie. Jeśli zaś, tak jak w eksperymencie Milgrama, twoje działania nadzoruje ktoś odziany w laboratoryjny kitel, traktujesz jego polecenia jak rozkazy, których nie można zakwestionować. Sytuacja ma większy wpływ na nasze zachowanie, niż chcielibyśmy przyznać. Wszyscy woleliśmy wierzyć, że jesteśmy dobrymi ludźmi. Okazało się, że tylko nimi bywamy.



40 lat później media wracają do badań Milgrama nie po to, by przypomnieć nam o płynących z niego wnioskach, lecz w poszukiwaniu sensacji. Z badań nad autorytetem zrobiono telewizyjną zabawę. W oryginalnym przedsięwzięciu eksperymentatora grał zawodowy aktor, ubrany w fartuch laboratoryjny, który tłumaczył, na czym ma polegać zadanie nauczyciela i w jaki sposób jego działania przysłużą się badaniom nad pamięcią. W pseudoeksperymencie francuskiej telewizji badany dowiaduje się, że ma szansę zaistnieć w telewizji. I to właśnie dyktuje jego zachowanie. To obecność kamer, a nie eksperymentatora, ma wpływ na jego decyzje. Sytuacja jest bardziej złożona niż ta wykreowana w uczelnianej pracowni. Teraz jesteś uczestnikiem reality show. Jak się zachowasz? Zrobisz wszystko, by jak najdłużej zostać na antenie i zgarnąć główną nagrodę. Zgodzisz się na wszystko, jeśli zechcą to wyemitować. A że dla scenariusza najważniejsza jest nie prawda na temat ludzkich zachowań, ale telewizyjna dramaturgia – trudno.
Kilka lat temu pożywką dla kultury masowej stał się mój eksperyment więzienny, który rzekomo zainspirował twórców filmu „Das Experiment”. Skąd ta fascynacja eksperymentami sprzed lat? Nie mogą zostać powtórzone. W studiu telewizyjnym wyreżyserować można dowolną sytuację, ale nie może być ona traktowana jako dokumentacja naukowa. Badaczy obowiązują określone standardy: badany nie może być wprowadzany w błąd, pozostawać w sytuacji stresowej. Dlatego nasze próby z lat 60. i 70. przypominają kapsuły czasu – nie możemy ich powtórzyć w takiej samej formie. Oczywiście, media nie muszą przestrzegać żadnych procedur. Mogą zrobić, co im się podoba, tak długo, jak długo prawnicy zadbają o to, by nie groziło to procesem sądowym.