Wyrzucania państw łamiących zasady strefy euro domaga się niemiecka kanclerz Angela Merkel. W tym celu chciałaby ustanowić wkrótce nowe reguły funkcjonowania Eurolandu.
Eksperci uznają jej wystąpienie za próbę uspokojenia opinii publicznej, niechętnie nastawionej do pomagania np. Grecji.
Problem w tym, że jednocześnie grożenie odsunięciem od wspólnej waluty może odstraszyć nie tylko kraje kandydujące do Eurolandu – jak Polska – ale też obecnych jego członków.
Występując podczas wczorajszej debaty budżetowej w Bundestagu, Merkel podkreśliła, że stabilność wspólnej waluty musi pozostać priorytetem. Przypomniała też propozycję swojego ministra finansów Wolfganga Schaeublego, który chciałby stworzyć traktatową możliwość „wyłączenia państwa ze strefy euro – jako krok ultima ratio – jeśli na dłuższą metę łamie ono obowiązujące zasady”.
– Inaczej nie można współpracować – podkreśliła Merkel. Według niej nie ma obecnie instrumentów instytucjonalnych, by zaradzić kryzysowej sytuacji, w jakiej znalazła się eurostrefa. – Nie spodziewaliśmy się, że znajdziemy się kiedyś w takim położeniu – przyznała wczoraj kanclerz Niemiec.
– To taka psychologiczna gra Berlina: Merkel nie ma innego wyjścia, jak pomóc Atenom w wyjściu z kryzysu, ale politycy zdają sobie sprawę z tego, że większość Niemców jest niechętna takiemu zaangażowaniu, więc muszą w jakiś sposób współgrać z tymi nastrojami – mówi w rozmowie z DGP Jan Techau, politolog specjalizujący się w niemieckiej polityce zagranicznej.
Jego zdaniem nawet rytualne straszenie krajów, jakie znalazły się w kłopotach, psuje klimat w Eurolandzie. – Strach przed wyrzuceniem może doprowadzić do tego, że poszczególne państwa same zaczną zastanawiać się nad dobrowolnym wyjściem ze strefy – podkreśla. Nie odstraszy ich wówczas nawet to, że nie dopracowano żadnego mechanizmu wycofywania się ze wspólnoty walutowej.
Same Niemcy zresztą znajdują się w niełatwej sytuacji. Z danych przedstawionych wczoraj w Bundestagu wynika, że choć „załamanie realnej gospodarki zostało złagodzone”, to zadłużenie budżetu wyniesie w tym roku 80,2 mld euro – najwięcej w historii RFN. Jak podkreśliła w swoim wystąpieniu Merkel, wypada po 1000 euro na każdego Niemca. Zgodnie z konstytucyjnym limitem zadłużenia do 2016 r. niemiecki rząd będzie musiał więc oszczędzać co najmniej 10 mld euro rocznie.