Czy nadkomisarz Bogdan Zalewski, biegły lekarz z Olsztyna ukrył dowody ze sprawy Krzysztofa Olewnika?

"Dziennik Gazeta Prawna" dotarł do treści opinii, z której wynika, że to właśnie Zalewski pominął w swoim raporcie jeden z wyników badania DNA porwanego biznesmena. Sprawę bada gdańska prokuratura.

Bogdan Zalewski pracuje w referacie techniki kryminalistycznej Komendy Miejskiej Policji w Olsztynie. W październiku 2006 roku w laboratorium kryminalistycznym Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie badał dziewięć próbek pobranych z trzech fragmentów kości ze szczątek Krzysztofa Olewnika.

Nadkomisarz Zalewski uznał, że 28 października nad ranem w lesie pod Różanem na Mazowszu olsztyńska policja i prokuratura znalazły szczątki porwanego.Gdańska prokuratura odkryła jednak, że nadkomisarz w swoim protokole z badania DNA nie wspomniał o trzech próbkach pobranych z fragmentów kości "ramiennej prawej".

Stwierdził bowiem, że próbki nie nadają się do badań ze względu na daleko posunięty rozkład. Jednak oskarżyciele zdobyli dowody, że te trzy zakwestionowane próbki nadawały się jednak do badań.Co więcej, okazało się, że ich wyniki sugerowały, iż znalezione 28 października 2006 r. zwłoki nie należały jednak do Krzysztofa Olewnika.

Kości były badane listopadzie ubiegłego roku oskarżyciele poprosili o pomoc profesora Ryszarda Pawłowskiego, genetyka z gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Przedstawili mu dokumentację i protokoły z laboratorium olsztyńskiej policji, także te podpisane przez nadkomisarza Zalewskiego.

Profesor Pawłowski dostał też od prokuratury notatki i protokoły z komputerów z olsztyńskiego laboratorium. I odkrył, że nadkomisarz Zalewski jednak zbadał trzy próbki z kości, która - jak przecież tłumaczył wcześniej - nie nadawała się do badania.

Jakie były wyniki? "Podczas badań otrzymano profil DNA mężczyzny różny od tego, który zawarto w opinii Laboratorium Kryminalistycznym Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie" - napisał profesor Pawłowski.

Na tym jednak nie koniec rewelacji: do dzisiaj nie wiadomo, kiedy tak naprawdę z odnalezionego ciała wycięto trzy fragmenty kości. Sekcję zwłok przeprowadzono dopiero 30 października 2006 roku. I dopiero wtedy biegli rozcięli metalową siatkę, w którą owinięte były zwłoki. Zaś z dokumentów wynika, że kości pobrano dwa dni wcześniej. Jak to możliwe?

Więcej w Dzienniku.pl

Maciej Duda