Oskarżona o korupcję b. posłanka PO Beata Sawicka oświadczyła w środę przed sądem, że to udający biznesmena agent CBA "Tomasz Piotrowski" namawiał ją, by pomogła mu znaleźć grunt, na którym mógłby zainwestować. Obiecała pomóc - za pośrednictwem posłów PO Jarosława Wałęsy i Marka Biernackiego skontaktowała się z burmistrzem Helu - dziś drugim oskarżonym, Mirosławem Wądołowskim.

Sawicka kontynuuje swe wyjaśnienia, przerwane w poniedziałek po tym, jak rozpłakała się opowiadając o coraz bliższej zażyłości z agentem. W środę powiedziała sądowi, że po tym, jak ich relacje się zacieśniły, "Tomasz" powiedział jej, że chce zainwestować w Polsce duże pieniądze i wybudować luksusowy ośrodek wypoczynkowy.

Namawiał ją, by pomogła mu wyszukać dobrą lokalizację - i tak zaczęto rozmawiać o Wybrzeżu. "Mówił, że interesują go duże aglomeracje nadmorskie - Sopot, czy Gdynia" - powiedziała Sawicka, która przyznała, że postanowiła mu pomóc i zapytała swego znajomego - posła Wałęsę - czy zna gminy, w których władze "są nastawione na rozwój".

Według niej Wałęsa nie wiedział, ale poradził, by zapytać posła Biernackiego, który miał powiedzieć, że każdy wójt czy burmistrz "z otwartymi rękami przyjmie inwestora". Wtedy podpowiedział, żeby zwrócić się do "starego, dobrego samorządowca", burmistrza Helu Wądołowskiego. Sawicka zapewniła, że w rozmowach z posłami nie było żadnej mowy o jakichkolwiek korzyściach osobistych.

Dodała, że to agent namówił ją na wspólny wyjazd na Hel. "Miałam mu towarzyszyć, żebym mogła miło wypocząć nad morzem, nie było mowy o tym, bym miała z tego mieć jakąś korzyść" - zapewniła.