Jeszcze kilka miesięcy temu zarzekał się, że politykiem nie zostanie. Przegrał nawet zakład w tej sprawie i musiał biegać po katowickim rynku.
Urodził się w 1969 r., pochodzi z Raciborza. W 1999 r. ukończył politologię na Uniwersytecie Śląskim. Jego "konikiem" od lat są Czechy i Czechosłowacja. Tej właśnie problematyki dotyczyła jego praca doktorska. W Czechach odbywał staże naukowe. Jest autorem, współautorem i redaktorem kilkunastu książek oraz kilkudziesięciu publikacji naukowych. W swojej karierze kierował Euroregionem Silesia.
Pracuje w Instytucie Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Wykłada też na uczelniach prywatnych. Zajmuje się m.in. współczesnymi systemami politycznymi i partyjnymi. Włada trzema językami.
Jeszcze w czasie studiów miał na koncie publikacje w znanych tytułach. W ostatnich latach napisał wiele tekstów, m.in. dla "Rzeczpospolitej" i "Wprost". Jako komentator pojawiał się we wszystkich typach mediów. Dziennikarze cenili jego wiedzę, elokwencję i gotowość do współpracy. Niektórzy zarzucali mu jednak brak obiektywizmu i sprzyjanie PiS-owi. Odpowiadał na to, że żaden z naukowców i publicystów nie jest obiektywny. Uważa jednak, że zawsze był w swoich opiniach niezależny.
Kiedy przed kilkoma miesiącami ogłosił, że chce kandydować z listy PiS, tłumaczył - odwołując się do Marksa - że osiągnął już wiek, w którym czas przestać opisywać rzeczywistość, a pora zacząć ją zmieniać. Zaznaczał, że nie rezygnuje z kariery naukowej. Chce zrobić habilitację i nadal pisać książki.
Migalski dał się poznać jako gorący zwolennik lustracji, zwłaszcza w środowisku akademickim. Ten głośno wyrażany pogląd i ostra krytyka pod adresem naukowców, którzy współpracowali z SB - według doniesień medialnych z początku tego roku - miał mu utrudnić otwarcie przewodu habilitacyjnego. Według prasy, wszczęcia procedury habilitacyjnej odmówiły mu uniwersytety we Wrocławiu i w Krakowie. Migalski mówił wtedy, że zastanawia się nad zrobieniem habilitacji za granicą.
Brał aktywny udział w eurokampanii PiS. Przed wyborami zapowiadał, że w PE chciałby się zajmować takimi dziedzinami jak nowe technologie, nauka i edukacja. Chce, żeby polskie uczelnie zaczęły przypominać zachodnie, a nawet zaczęły z nimi konkurować.
Decydując się na wejście do polityki Migalski przegrał zakład z jednym ze śląskich dziennikarzy. Kilka miesięcy wcześniej w rozmowie z nim zarzekał się, że nie przejdzie "na drugą stronę".
przypadku przegranej miał pieszo przemierzyć kilkudziesięciokilometrową drogę z Gliwic do Zawiercia, zobowiązał się też do przekazania reporterowi połowy pensji europosła. Migalskiemu udało się wynegocjować o wiele korzystniejsze warunki zakładu - w maju przebiegł jedynie 600 m po katowickim rynku. A za pieniądze europosła obiecał wsparcie na cel charytatywny. (PAP)