Prawo przewiduje możliwość interwencji nieumundurowanych funkcjonariuszy na demonstracjach. Jednak pojawiły się pytania m.in. o zasadność taktyki, prawidłowe legitymowanie i nadmierną agresję
W policji trwa wewnętrzne postępowanie dotyczące funkcjonariuszy w cywilnych ubraniach, którzy w minionym tygodniu użyli pałek teleskopowych podczas demonstracji Strajku Kobiet. Nie mieli widocznych emblematów wskazujących na to, że są stróżami prawa. Interweniowali, mimo że demonstranci byli spokojni i zablokowani przez policję na stołecznym pl. Powstańców. – To były czynności podjęte wobec osoby, która wcześniej miała naruszyć nietykalność policjantów umundurowanych – przekonuje nadkom. Sylwester Marczak, rzecznik komendanta stołecznego policji.
– Człowiek, który oberwał pałką w potylicę, nie miał z tą sytuacją nic wspólnego. Podobnie jak kobieta, która ruszyła w jego obronie, a została odepchnięta i potraktowana gazem przez innego funkcjonariusza – mówi nam z kolei poseł Michał Szczerba (PO), który na prośbę poszkodowanych złożył w prokuraturze rejonowej zawiadomienie ws. podejrzenia popełnienia przestępstwa. Podkreśla, że obie osoby nie miały pojęcia, że atakującymi są policjanci. Dlatego treść zawiadomienia opiera się na art. 158 (w związku z art. 159, 160, 231) kodeksu karnego, który mówi o udziale w bójce lub pobiciu.
Interwencja budzi tym więcej wątpliwości, że brali w niej udział policyjni antyterroryści – często nazywani czarnymi z racji koloru mundurów. Komenda Stołeczna nie wskazuje na „konkretne komórki organizacyjne biorące udział w działaniach”, ale dodaje, że „w przypadku zabezpieczeń, w ich realizację zaangażowani są policjanci ze wszystkich pionów”. Wątpliwość dotyczy tłumaczenia, że policjanci weszli w tłum po konkretną osobę. Zazwyczaj takiego „wyjęcia” dokonuje się później, nie na oczach innych. Na przykład mężczyznę, który rzucił racą w balkon i doprowadził do pożaru mieszkania podczas Marszu Niepodległości, zatrzymano trzy dni później. Dlaczego tym razem postanowiono nie zwlekać?
Druga wątpliwość dotyczy tzw. przewymiarowania siły. Nie dość, że na stosunkowo niewielki w porównaniu z poprzednimi protest ściągnięto duże siły prewencji, to byli tam też ludzie szkoleni do zatrzymywania brutalnych przestępców lub odpierania bezpośrednich ataków. – Sięga się po nich przed wydarzeniami niosącymi duże ryzyko zadymy, jak mecze zwaśnionych klubów, ustawki, marsze niepodległości. Gdy wiadomo, że do stolicy przyjadą mężczyźni głodni walki, również z policją. Gdy wyjmowano potem wytypowane osoby z tłumu, z reguły znajdowano przy nich gaz, noże czy kije bejsbolowe. Okazywało się też nierzadko, że to ludzie z zakazem stadionowym czy wyrokiem w zawieszeniu. Pałka, tzw. baton, była więc dla funkcjonariusza narzędziem obrony z dużą siłą rażenia. Od uderzenia nią pękają kości – opowiada człowiek związany przez lata z Biurem Operacji Antyterrorystycznych.
Ustawa o środkach przymusu bezpośredniego w art. 19 pkt 4 mówi, że pałką służbową nie zadaje się uderzeń w głowę, szyję, brzuch i nieumięśnione oraz szczególnie wrażliwe części ciała, z wyjątkiem sytuacji gdy zachodzi konieczność odparcia zamachu stwarzającego bezpośrednie zagrożenie życia lub zdrowia uprawnionego lub innej osoby. – Zasadą jest miarkowanie środków i stosowanie kolejnego, jeśli poprzedni nie zadziałał lub jest niewystarczający. Co ważne, art. 14 stanowi, że wykorzystując siłę fizyczną, nie zadaje się uderzeń, chyba że uprawniony działa w celu odparcia zamachu na życie lub zdrowie własne lub innych osób albo na mienie. Czy tak było w tych zdarzeniach? Z relacji świadków i materiału filmowego można wnioskować, że nie – stwierdza adwokat Andrzej Jarosław Reichelt.
O wyjaśnienie, jakie były podstawy faktyczne i prawne podjęcia interwencji wobec protestujących, rzecznik praw obywatelskich poprosił nadinsp. Pawła Dobrodzieja z KSP.
– Staramy się wystrzegać formułowania ostatecznych ocen przed odpowiedzią na te pytania – mówi Piotr Sobota, naczelnik wydziału ds. postępowań organów ścigania w Biurze RPO.
Trzecia wątpliwość dotyczy tego, że po wejściu w tłum policjanci w niezbyt jasny sposób okazali, kim są. – Posiadanie przez niektórych opasek na rękawach jest żartem. Kto w tłumie, po ciemku będzie rozpoznawał – policjant czy cywil. Użycie w takiej formie pododdziału nieumundurowanego świadczy dobitnie, że albo coś wymknęło się spod kontroli, albo mamy do czynienia z brakiem profesjonalizmu – ocenia były oficer związany z Komendą Stołeczną.
Mecenas Reichelt zwraca uwagę, że to w interesie policji powinno być jasne legitymowanie się. – Załóżmy, że ktoś z tłumu naruszy art. 222 kodeksu karnego (nietykalność cielesna funkcjonariusza publicznego podczas lub w związku z pełnieniem obowiązków służbowych). Żeby popełnić to przestępstwo, trzeba mieć świadomość, że się je popełnia i że dany człowiek jest policjantem.
Jeszcze mniej wątpliwości ma poseł Andrzej Rozenek (Lewica). – Przeciętny obywatel, który spotyka się z kimś, kto jest nieoznakowany, i ten ktoś go atakuje pałką, ma prawo się bronić. Skąd ma wiedzieć, że to nie bandyta? – pyta.
Piotr Kaleta (PiS) z sejmowej komisji administracji i spraw wewnętrznych ocenia, że zarówno z wydarzeń, jakie rozegrały się przy pl. Powstańców w Warszawie, jak i z 11 listopada policja wyciąga wnioski i weryfikuje działania. – Załóżmy jednak, że nagle w tłumie pojawiają się prowokatorzy, którzy np. znów chcą dokonać czynu zabronionego, choćby podpalenia mieszkania. Policja musi być gotowa na taką okoliczność. Stąd konieczna obecność funkcjonariuszy po cywilnemu. Jeśli policjant używa siły, to zawsze po to, by agresor nie stwarzał zagrożenia, nie niszczył mienia. Pamiętajmy, że funkcjonariusz ma często sekundy na podjęcie samodzielnej decyzji ze świadomością, że potem jest z niej rozliczany. Ale przed swoim przełożonym, a nie tłumem czy pseudofachowcami – podkreśla polityk.
Czwarta wątpliwość dotyczy strategii działań funkcjonariuszy w cywilu. – Sądzę, że byli to policjanci skrzyknięci ad hoc, wywodzący się z różnych jednostek organizacyjnych. Przeglądając materiał filmowy, można dostrzec wiele sytuacji, że pojedynczy goście gubią się w działaniu, bo nie wiedzą, kto jest „swój”, a kto „wróg” – ocenia oficer.
Nie wiadomo, kiedy skończy się postępowanie wewnętrzne, ale liczba interwencji policji, które w ostatnich tygodniach budzą wątpliwości, jest długa. Oprócz tej opisywanej, można tu dodać choćby Marsz Niepodległości czy kilkukrotne incydenty z nieuwzględnieniem nietykalności poselskiej. – Artykuł 1 ustawy o policji mówi, że podstawowym zadaniem policjanta jest ochrona zdrowia i życia ludzi, a zaraz potem ochrona bezpieczeństwa i zapewnienie spokoju w miejscach publicznych oraz zapobieganie zachowaniom kryminogennym – mówi mec. Katarzyna Golusińska. – Oby nie doszło do absurdu, że obywatel będzie się funkcjonariuszy bał. ©℗
Liczba interwencji, które ostatnio budzą wątpliwości, jest długa