Najwcześniej w przyszłym tygodniu okaże się, czy konieczny będzie całkowity lockdown.
Rząd przyznaje, że po obostrzeniach ogłoszonych wczoraj miejsca na kolejne punktowe ograniczenia już właściwie nie ma. – Dalej zostaje już tylko całkowity lockdown. Czy to będzie konieczne, okaże się najwcześniej w przyszłym tygodniu. Na pewno na razie nie jest rozważane wprowadzenie stanu nadzwyczajnego – twierdzi nasz rozmówca z rządu.
Wczoraj premier Mateusz Morawiecki ogłosił kolejne ograniczenia dotyczące mobilności społeczeństwa. Największa zmiana wiąże się z wysłaniem dzieci z klas 1–3 szkół podstawowych na nauczanie zdalne. To ruch, którego rząd próbował uniknąć jak najdłużej, zdając sobie sprawę, że dla dużej części rodziców około miliona dzieci oznacza to konieczność pozostania w domu zamiast pójścia do pracy. Do jakiegoś stopnia sytuację zapewne łagodzi fakt, że już dziś wiele firm, a od kilku dni także administracja centralna i samorządowa, pracuje w trybie zdalnym. Rząd znajdował się także pod coraz większą presją ze strony m.in. władz samorządowych, które borykają się z absencją nauczycieli i opiekunów (zakażonych lub znajdujących się w kwarantannie). Co będzie z dziećmi w zerówkach? Najbardziej prawdopodobne jest to, że podzielą los najmłodszych uczniów i trafią na nauczanie zdalne; szczegóły mają znaleźć się w rozporządzeniu.
Kolejne zmiany dotyczą funkcjonowania sklepów. Te w galeriach handlowych zostaną zamknięte, z wyjątkiem m.in. spożywczych, drogerii, aptek, sklepów z artykułami remontowo-budowlanymi, artykułami dla zwierząt i prasą. Dla pozostałych sklepów do 29 listopada ponownie obowiązują limity powierzchniowe (1 osoba na 10 mkw. w sklepach do 100 mkw oraz 1 osoba na 15 mkw. w większych obiektach). Podobne limity wprowadzono w kościołach (1 osoba na 15 mkw.). Z kolei hotele będą dostępne tylko dla gości podróżujących służbowo.
Dalej obowiązują np. ograniczenia zgromadzeń – do 5 osób – czy zamknięcie siłowni i gastronomii (możliwa działalność tylko na wynos).
Nowe obostrzenia pandemiczne nie powinny być zaskoczeniem. Zgodnie z opublikowaną niedawno rządową „Strategią 3.0”, dotyczącą metod zwalczania koronawirusa, mamy kilka etapów. Etap I, czyli „zwykła transmisja”, odnosi się do sytuacji, gdy liczba dziennych zakażeń wynosi poniżej 5 tys. Etap II to „nasilona transmisja”, zakładająca od 5 do 20 tys. zakażeń. Etap III to „bardzo nasilona transmisja”, w której dziennie jest ponad 20 tys. przypadków. Etap IV jest określany jako krytyczny. Zakłada on, że liczba pacjentów hospitalizowanych jednocześnie zbliża się do granicy rezerw łóżkowych, zaplanowanych na poziomie 35 proc. wszystkich łóżek w szpitalach włączonych do leczenia pacjentów zakażonych. Obecnie wolnych jest 31 proc. łóżek covidowych. Choć więc dziś nie znajdujemy się jeszcze w etapie krytycznym, to przy obecnej skali zakażeń pewne jest co najmniej to, że do niego zmierzamy. Sam minister zdrowia Adam Niedzielski przyznał, że system opieki zdrowotnej „przestaje być wydolny”. – To przedostatni krok, następnym jest narodowa kwarantanna oznaczająca izolację i zamknięcie, a także poważne ograniczenie działalności gospodarczej – zaznaczył.
Jednocześnie Mateusz Morawiecki pokazał ścieżkę wyjścia z obostrzeń, jeśli okażą się skuteczne. Ma być uzależniona od liczby przypadków na 100 tys. mieszkańców. Obecne obostrzenia zostały wdrożone, bo liczba przypadków przekroczyła 50 na 100 tys. mieszkańców. Jeśli będzie powyżej 75, wtedy zostanie wprowadzona narodowa kwarantanna. Marsz w drugą stronę i luzowanie obostrzeń może się zacząć, jeśli liczba przypadków spadnie poniżej 50 na 100 tys. Wtedy mogą wrócić ograniczenia, takie jak dziś obowiązują w czerwonych strefach. A jeśli spadnie jeszcze bardziej, poniżej 25, możliwe będzie przywrócenie stref żółtych. – Ale dziś nie możemy tego zakładać. Musimy przygotować się do życia w zupełnie innym reżimie sanitarnym – podkreślał premier. Rząd liczy, że to doprowadzi do spadku przypadków. Jednocześnie premier apelował o zakończenie protestów na ulicach. – Protestujmy, ale w sieci, tam wyrażajmy nasze opinie. Protesty w przestrzeni publicznej grożą gwałtowną liczbą przyrostu zakażeń – apelował Morawiecki. Rząd liczy, że wprowadzenie nowych obostrzeń pozwoli na zmniejszenie liczby przypadków w ciągu dwóch tygodni, co odciąży system ochrony zdrowia, ale też nie robi wielkich nadziei, że sytuacja szybko się zmieni. – Chciałbym powiedzieć, że najgorsze mamy za sobą, ale to przedwczesne – podkreślał Morawiecki.
Rząd zareagował nie tylko z powodu wczorajszych wyników zachorowań (ponad 24 tys.), ale także prognoz. Adam Niedzielski mówił wczoraj, że te optymistyczne przewidują wzrost zachorowań do 25–30 tys. nowych przypadków dziennie, a służba zdrowia jest na granicy wydolności. – Nieprzestrzeganie tych obostrzeń może zwiększyć liczbę zachorowań w perspektywie grudnia nawet o 400–600 tys. osób – mówił Adam Niedzielski. O przestrzeganie obostrzeń apelował także prof. Andrzej Horban. – Dziś to przypomina prostą drogę do ściany efektywnej opieki medycznej – przestrzegał. Służba zdrowia już dziś jest przeciążona, wzrost liczby chorych, którzy dopłyną do szpitali, może zwiększyć śmiertelność. – Problemem nie jest liczba respiratorów. Ale dziś w szpitalu mam ponad 60 proc. zgonów pacjentów pod respiratorami, jak się zwiększy liczba przypadków, to będzie umierało 90 proc. pacjentów – podkreślał.
Na wzrost liczby dziennych przypadków może też wpłynąć fakt, że od dziś testy wykonywane prywatnie – podobnie jak te opłacane przez NFZ – będą raportowane do Ministerstwa Zdrowia. To oznacza, że dostęp do wyników testów za pośrednictwem specjalnej platformy będą miały inspekcja sanitarna oraz lekarze POZ.
Mateusz Morawiecki zapowiedział, że uruchomione zostaną mechanizmy pomocy dla firm – te znane z wiosny, jak postojowe, czy możliwość niepłacenia składek na ZUS, i to wstecznie od 1 listopada. Mają być też nowe mechanizmy, choć dla wybranych branż. Premier podkreślał, że wiele firm ma jeszcze na kontach środki z pierwszej tarczy. Ekonomiczne skutki lockdownu będą zależały od długości trwania obostrzeń i ich głębokości. – Rząd dawkuje obostrzenia. To zgodne ze scenariuszem pełzającego lockdownu. Spadek PKB w IV kwartale może wynieść 4,5 proc. r/r, choć wprowadzenie narodowej kwarantanny spowodowałoby ryzyko w dół dla tej prognozy – podkreśla Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole. Prognozuje, że bezrobocie na koniec roku wzrośnie do 7,1 proc., ale sytuacja na rynku pracy będzie relatywnie dobra dzięki działaniom osłonowym. Jego zdaniem nie ma także istotnych zagrożeń dla finansów publicznych.
Rodzice, którzy zostaną w domu z dziećmi, znów dostaną zasiłki