Jeśli któryś z ministrów odejdzie, to nie dlatego, że negatywnie oceniamy jego pracę. Wtedy odszedłby wcześniej. Dymisje będą efektem zmian strukturalnych – zapewnia Adam Bielan, polityk Zjednoczonej Prawicy
Czy prawica jest jeszcze zjednoczona?
Jesteśmy zjednoczeni od 2014 r., dzięki czemu wygrywaliśmy kolejne wybory. Jesteśmy jedynym ugrupowaniem, które będzie samodzielnie rządzić przez kolejną kadencję, nasz kandydat zdobył w ostatnich wyborach prezydenckich 10,5 mln głosów, mamy więc wiele powodów do radości. Przed nami trzy lata bez wyborów, mamy stabilną większość w Sejmie i sprzyjającego nam prezydenta. Jako rząd nie chcemy trwać, ale reformować Polskę. To złożone przedsięwzięcie, dlatego jako Zjednoczona Prawica musimy mieć chwilę na porozumienie się między sobą.
Coś długo nie możecie się dogadać.
W Belgii, w której często bywam ze względu na pracę w Parlamencie Europejskim, rozmowy w sprawie powołania stabilnego rządu toczą się od prawie dwóch lat! Proszę zobaczyć to, co się dzieje w Hiszpanii czy we Włoszech. Nawet Niemcy stoją u progu potencjalnie bardzo głębokiego kryzysu politycznego związanego z sukcesją władzy po kanclerz Merkel. Polska scena polityczna na tym tle jest oazą stabilności. Rozmawiamy od ledwie dwóch tygodni o rekonstrukcji i planie rządzenia na najbliższy rok, a najlepiej na trzy lata. Nic nadzwyczajnego się nie dzieje. Teraz po prostu jest najlepszy czas na refleksje, jesteśmy szerokim obozem, bywają różnice programowe, o których czasem trzeba szczerze porozmawiać. Chodzi o uzgodnienie kompromisu, pod którym wszyscy będą mogli się podpisać i którego wdrożenia będzie można egzekwować od wszystkich koalicjantów.
Co jest źródłem sporu?
Premier, który ponosi osobistą odpowiedzialność za działania rządu, oraz prezes Jarosław Kaczyński wyszli z propozycją zmniejszenia liczby resortów i co za tym idzie – powiększenia ministerstw. Celem jest przyspieszenie procesu decyzyjnego. Żyjemy w czasach szybkich zmian geopolitycznych i gospodarczych, w czasach koronawirusa, w najbliższym miesiącach czy nawet latach sytuacja radykalnie się nie zmieni, trzeba więc przełamać niektóre urzędnicze opory i resortowe silosy. Poszczególne resorty i działy można łączyć na różne sposoby, ale wierzę, że osiągniemy w tej sprawie porozumienie. Kolejnym krokiem będzie kwestia podzielenia odpowiedzialności między partnerów koalicyjnych i dopasowania nazwisk. Najpóźniej w ciągu kilku tygodni osiągniemy efekt w postaci kompromisu.
Ten rząd nie ma nawet roku, po co go już zmieniać? Może popełniliście błąd rok temu?
Sytuacja zmienia się bardzo szybko, nikt nie spodziewał się w zeszłym roku pandemii. Owszem, wielu spodziewało jakiegoś czarnego łabędzia, który wstrząśnie gospodarką światową, ale nie takiego jak koronawirus. Rok temu byliśmy też w cyklu wyborczym, przechodziliśmy z jednej kampanii w drugą. Zeszłoroczne wybory parlamentarne i nowa kadencja oznaczały konieczność powołania nowego rządu. Wtedy nie było czasu na takie rozmowy rekonstrukcyjne jak te dzisiejsze, a nawet jeśli, to w ich wyniku rząd musiałby się podać do dymisji, a parlament musiałby szybko powołać nowy rząd. Wtedy mielibyśmy lukę czasową, nie byłoby funkcjonującego rządu. Dziś rząd jest, a partnerzy mają więcej czasu na pogłębione analizy.
Zmniejszenie rządu nie zostało wciąż zaakceptowane przez koalicjantów?
Wolałbym publicznie nie mówić, na co jest zgoda, a na co nie. Przy budowaniu tak skomplikowanych i szerokich porozumień, jak nie ma jednomyślności co do wszystkich punktów, ciężko mówić o zgodzie przy szczegółach.
Czy tworząc kilkanaście silnych ministerstw i wzmacniając pozycje ministrów względem premiera, nie umacniacie Polski silosowej, od której tak bardzo chcecie uciec?
W ostatnim czasie wzmocniliśmy kancelarię premiera, odbudowaliśmy Centrum Analiz Strategicznych przy premierze, przenieśliśmy do kancelarii bardzo ważne kwestie europejskie, teraz KPRM zyska nowe kompetencje. Ponadto Rada Ministrów będzie mniej liczna, więc łatwiej będzie podejmować decyzje. To klucz do skutecznego działania przez najbliższe 10‒12 miesięcy, gdy będziemy zmagać się ze skutkami gospodarczymi pandemii.
To ma być nowy rząd do końca kadencji, czyli do 2023 r., czy na czas walki z koronawirusem?
Musimy się mierzyć z negatywnymi skutkami epidemii, ale też spróbować skorzystać z szans, jakie się pojawiły. Chodzi np. o proces odchodzenia od globalizacji na rzecz regionalizacji ‒ UE dostrzegła zbyt dużą zależność Europy od dostaw z Azji. Polska może stać się ważnym ogniwem w nowych łańcuchach dostaw. I te procesy nie zakończą się latem przyszłego roku, gdy ‒ miejmy nadzieję ‒ będziemy mieli już szczepionkę. Dlatego rząd w nowej formule ma działać do końca kadencji. Z zastrzeżeniem, że nie wiemy, co się stanie za rok czy dwa.
To ile będzie resortów? Wcześniej prezes zapowiadał 12, teraz już mówi się o 14‒15.
Nie chcę wchodzić w takie wyliczanki, wiele zależy od tego, jakie działy zostaną połączone ‒ to będzie skutkować ostateczną liczbą ministerstw. To jeszcze nie jest uzgodnione.
Macie już pomysł, co dalej z wicepremier Emilewicz, gdy jej szef Jarosław Gowin wróci do rządu?
Powrót Jarosława Gowina determinują trzy warunki. Po pierwsze, musi być jego deklaracja, że chce wrócić, bo to on sam podjął w kwietniu decyzję o odejściu z rządu. Po drugie, muszą być zakończone negocjacje koalicyjne, by wiedzieć, jaki jest zakres obowiązków ministra lub ministrów z Porozumienia. Po trzecie, w kwietniu uzgodniliśmy, że w Porozumieniu będziemy podejmować decyzje w sposób kolegialny, a więc musi to być zatwierdzone przez władze krajowe partii.
Czyli Jarosław Gowin coś wynegocjuje z PiS, a władze Porozumienia to zatwierdzą i go oddelegują do rządu?
Nie chcę spekulować, ale powrót Jarosława Gowina do rządu jest bardzo prawdopodobny.
To co dalej z Jadwigą Emilewicz?
Poczekajmy jeszcze kilka tygodni, aż poznamy ostateczny kształt rządu, i zobaczymy, w jakim miejscu mogą zostać wykorzystane talenty pani premier. Myślę, że w polityce i naszym obozie jest miejsce i dla niej, i dla Jarosława Gowina. To też pytanie o jej plany osobiste. Po pięciu latach intensywnej pracy w rządzie ma pewnie swoje przemyślenia.
A pan się nie wybiera do rządu?
Nie można łączyć mandatu europarlamentarzysty z mandatem poselskim w państwach narodowych.
Zawsze można z czegoś zrezygnować na rzecz czegoś innego.
To są nadzwyczajne sytuacje, zwłaszcza jeśli niedawno były wybory, nie mogę zawieść ponad 200 tys. mieszkańców Mazowsza, którzy na mnie głosowali.
Jakie działy administracji rządowej przypadną Porozumieniu? Gospodarka?
Nie ma jeszcze ostatecznej decyzji w tej sprawie.
Mamy spodziewać się dużych korekt personalnych po stronie PiS? Mówi się o ministrach: Ardanowskim, Gróbarczyku, Piontkowskim.
To będzie połączone z ostatecznym kształtem rządu, do którego zostaną dopasowane nazwiska.
Edukacja powinna być zmieniona?
Jeśli któryś z obecnych ministrów odejdzie, to nie dlatego, że negatywnie oceniamy jego pracę. Wtedy odszedłby wcześniej. Dymisje będą efektem zmian strukturalnych.
Tak należy traktować ostatnią serię dymisji, w tym ministra Szumowskiego?
W przypadku byłego ministra zdrowia o jego chęci odejścia z tej funkcji i powrocie do wykonywania zawodu lekarza mówiło się od miesięcy. Już rok temu jego wejście do rządu po wyborach nie było przesądzone.
Co nowy rząd będzie miał do zrobienia? Rządy Beaty Szydło czy Mateusza Morawieckiego realizowały programy społeczne, uszczelniały systemy podatków. Co będzie filarem rządzenia w tej kadencji?
To z jednej strony kontynuacja działań z pierwszych czterech lat. Musimy również uporać się z gigantycznym kryzysem zdrowotnym i gospodarczym wywołanym przez koronawirusa. Jesień może być trudniejsza niż wiosna, zarówno jeśli chodzi o funkcjonowanie służby zdrowia, jak i gospodarki. Ale z drugiej strony takich możliwości do przeprowadzenia poważnych reform państwa może w najbliższych latach nie mieć żadna formacja. Mamy komfortową sytuację polityczną i kolejne wybory za trzy lata. Jeśli nie teraz, to kiedy?
Pamiętajmy, że mamy też do rozdysponowania środki unijne wynegocjowane przez premiera. Pieniądze z Funduszu Odbudowy będą musiały być wydane w ciągu dwóch lat. To będzie wyzwanie. Choć warto przypomnieć, że jeszcze niedawno liczyliśmy się z tym, że strumień unijnych pieniędzy dla Polski będzie się kurczył. Tymczasem udało się uzyskać środki znacznie większe niż siedem lat temu. Sposób wykorzystania tych pieniędzy zdecyduje o pozycji Polski i jej miejscu na gospodarczej mapie świata na dekady.
Co z podziałem Mazowsza?
O podziale województwa mówi się od dawna niezależnie od potrzeby wynikającej z lepszego wykorzystania pieniędzy z UE. To najbardziej nierównomiernie rozwijający się region w Polsce. Po 16 latach członkostwa w UE różnice w dochodach między stolicą a Radomiem czy Siedlcami znacznie się zwiększyły przy całkowitej bezradności władz sejmiku. Widać, że Warszawa zasysa ogromne zasoby np. na służbę zdrowia. Do tego dochodzą środki europejskie. Przez zaniechanie marszałka Struzika podział statystyczny rozpoczął się zbyt późno, wszedł w życie dopiero za naszych rządów i wciąż nie jest jeszcze wpisany w budżet unijny. Podział statystyczny to absolutne minimum, by takie miasta jak Radom, Ostrołęka czy wciąż Ciechanów otrzymywały fundusze europejskie. Jednak samo wyodrębnienie statystyczne prowadziłoby do jedynej w Polsce sytuacji, gdy jeden sejmik zarządzałby programami operacyjnymi dla dwóch różnych regionów statystycznych.
Czasu na przeprowadzenie tej operacji jest coraz mniej, ustawa wejdzie na najbliższy Sejm?
To dość skomplikowany proces, pracujemy nad wariantem od dłuższego czasu, ale dopiero po wyborach prezydenckich te prace przyspieszyły. Dlatego nie sądzę, byśmy byli gotowi na najbliższe posiedzenie. Nie potrafię powiedzieć, kiedy ustawa będzie gotowa.
Może w takim razie to tylko środek nacisku na ludowców lub koalicjantów?
Nie wierzę w koalicję z PSL.
To co jest kłopotem, jeśli chodzi o ustawę: moment polityczny czy kwestie merytoryczne, że to zbyt skomplikowana operacja?
Rozszycie województwa to skomplikowana operacja, ale przecież nieprzekraczająca możliwości państwa polskiego. Tego rodzaju zmiany administracyjne, wynikające z konieczności wyłuskania bogatych stolic przeprowadzono w innych krajach UE. Ale nie jesteśmy w stanie robić wszystkiego naraz. Musimy się teraz skoncentrować na naprawie błędów naszych poprzedników oraz władz Mazowsza, doprowadzić do końca w UE wieloletni proces podziału statystycznego.
Czy szykują się inne zmiany dotyczące samorządów, np. likwidacja powiatów?
Nie rozmawiamy o tym i nie ma uzgodnień, by likwidować powiaty, mimo ich rozmaitych wad. Wiele ustaw, które planujemy, będzie dotykać kompetencji i pozycji samorządów. Sprawy te opisywał choćby DGP, jak np. zmiany związane z procesem wyborczym. Trzeba ukrócić patologie, gdy organizacja wyborów jest uzależniona od samorządów, przez co mogą one szantażować władze państwowe jak kilka miesięcy temu, a jednocześnie same przeprowadzają de facto własne wybory. Spisy wyborców są prowadzone przez poszczególne gminy w różnych formatach, nie ma wciąż centralnego rejestru. To też potencjalne źródło nadużyć.
Gdzie jeszcze pojawią się korekty?
Nie chcę mówić o szczegółach wciąż nieuzgodnionego pakietu, by nie zaszkodzić rozmowom.
Czy temat LGBT faktycznie jest tak ważny, że musi być przedmiotem rozmów koalicyjnych? Czy to będzie rząd wojny ideologicznej?
Środowiska radykalnej lewicy są w ofensywie. Chcą zmienić status quo, zmienić prawo łącznie z konstytucją, bo wiele z ich postulatów jest niezgodnych z obecną ustawą zasadniczą. Paradoks polega na tym, że ustawa zasadnicza została przyjęta w 1997 r. przez lewicę bez uwzględnienia głosów prawicy, a dziś to lewica mocno się zradykalizowała i domaga się rewizji tej konstytucji. Nie możemy w takiej sytuacji nie reagować. Ten spór będzie się toczył niezależnie od decyzji potylicznych Zjednoczonej Prawicy, to nie my go wywołaliśmy. ©℗