W czasach pandemii i zaraz po niej inwestycje w ochronę psychicznego zdrowia obywateli powinny być priorytetem sprawnych i mądrych rządów. Poprzednie epidemie to nie tylko tragedie związane ze śmiercią czy chorobą, to także fale depresji i samobójstw. W swojej nowej pracy przypomina o nich Eudora Ribeiro z Uniwersytetu NOVA w Lizbonie.
Historyczne świadectwa pokazują, jak wielkim problemem były te zjawiska sto lat temu w czasie hiszpanki. Mieszkaniec brazylijskiego São Paulo zapisał, że nie jest już pewien, co jest gorsze: „faktyczna śmierć spowodowana przez epidemię czy też strach i izolacja związana z próbami przezwyciężenia zarazy”. Wówczas w São Paulo (jak w wielu innych miastach świata) na przełomie lat 1918 i 1919 wprowadzano kwarantannę przypominającą tę, której doświadczyliśmy w tym roku. „Całowanie i obejmowanie jest aktem niepożądanym. Nie wolno podawać sobie dłoni na powitanie” – czytamy w relacji. Problemy nie zakończyły się wraz z wygaśnięciem hiszpanki pod koniec 1920 r. – w następnych latach lekarze notowali przypadki „pogrypowej anemii, melancholii i rozlicznych dolegliwości osłabionego systemu nerwowego”. Także gdy SARS nawiedził Hongkong w 2003 r., statystyki odnotowały natychmiastowy wzrost liczby samobójstw. Zwłaszcza wśród osób starszych. Tendencja utrzymywała się potem przez kilka kolejnych lat. Lekarze tłumaczyli to „utrzymującym się strachem wywołanym przez pandemię. Niezależnym od tego, czy ktoś faktycznie na SARS zachował, czy też nie”.
Tę opowieść uzupełnić trzeba o negatywny wpływ pandemicznego szoku na gospodarkę. Brazylijski historyk Filho Bertolli przekonuje, że – wbrew opiniom – epidemie wcale nie są „demokratyczne”. Owszem, każdy może na nią zapaść, a nawet z jej powodu stracić życie. Jednak lepiej sytuowane warstwy społeczne mają dużo większe szanse, by się przed chorobą ochronić – ot, choćby dzięki możliwości zachowania dystansowania społecznego. W efekcie strach przed nieuchronnością choroby oraz pogorszeniem warunków życiowych zawsze dotkliwiej uderza w biednych, przekładając się na wyższe zagrożenie depresją w tych właśnie warstwach. Potwierdzają to pierwsze badania dotyczące pandemii koronawirusa. Na przykład w Pakistanie od stycznia 2020 r. ok. jedna czwarta samobójstw i prób samobójczych była spowodowana przyczynami związanymi z COVID-19. A może być jeszcze gorzej, bo negatywne efekty znaczące spadku dynamiki gospodarczej przyjdzie dopiero poczuć w następnych miesiącach.
Eksperci dowodzą, że z problemem można sobie radzić na dwa sposoby. Pierwszy polega na inwestycjach w profilaktykę zdrowia psychicznego. Fachowe wsparcie powinno być powszechnie i łatwo dostępne. Na przykład poprzez darmowe i wiarygodne porady telefoniczne. Ułatwiające „wejście” w system opieki osobom, które nie mają z taką pomocą wcześniejszych doświadczeń. Drugi sposób dotyczy rynku pracy. Historyczne doświadczenie pokazuje, że skłonność do depresji czy samobójstwa z przyczyn ekonomicznych wiąże się z brakiem zajęcia lub świadomością kruchości i perspektywą utraty miejsca pracy, które jest. Interwencje państwa w gospodarkę w kierunku pełnego zatrudnienia to jeden z kluczy do poradzenia sobie z opisanym tu wyzwaniem.
Problemy nie zakończyły się wraz z wygaśnięciem hiszpanki – w następnych latach lekarze notowali przypadki „pogrypowej anemii, melancholii i rozlicznych dolegliwości osłabionego systemu nerwowego”. Także gdy SARS nawiedził Hongkong w 2003 r., statystyki odnotowały natychmiastowy wzrost liczby samobójstw