Margot jest więźniem politycznym. Wiem, że takie oświetlenie problemu wzbudzi opór. Ma jednak znaczenie, że motywy obwinionej (w myśl polskiego prawa obwinionego) są polityczne. Margot nie wdała się przypadkiem w bójkę z kierowcą, lecz z kierowcą propagandowej platformy.
W pomyśle zniszczenia mienia także jasny jest motyw polityczny: „Oni” propagują hasła zrównujące ideologię LGBT z pedofilią, no to „My” im wyrywamy z rąk narzędzie prowadzenia bezlitosnej propagandy. Działanie miało więc cel polityczny, co nie czyni go mądrym ani bezkarnym, zmusza jednak do traktowania według innego schematu niż kryminalny. Nie jest też bez znaczenia, że całość „antypedofilskiego” performance’u wyglądała jak sequel sceny z szatni w „Misiu” Barei: wskazujemy na was jako na pedofili i co nam zrobicie? Wiele razy krzyczałem przeciwko przemocy w życiu publicznym i boję się jej upowszechnienia – ale czy sam zachowałbym się biernie, gdyby jeździł mi pod nosem furgon z plakatem: „Katolicy: pedofile od Jezusa?”. Kto sieje wiatr, zbiera burzę! I postawiony przed sądem domagałbym się, aby mój czyn rozumiano – na miłość Boską – nie jako chuligański wybryk, lecz jako obronę wartości. Obrońcy Margot widzą całą rzeczpodobnie.
Jeżeli więzień siedzi za politykę, państwu nie jest łatwo wystąpić w roli arbitra, który każdemu obywatelowi zapewnia jednaką ochronę i bezstronny sąd. Jak bezstronny, skoro ktoś wystąpił przeciwko ładowi prawnemu państwa, a ono wsadziło go za kraty... Z jednej strony uznanie polityczności jakiegoś działania ma poważne skutki dla jego moralnej i prawnej oceny. Z drugiej… łatwo o uzasadnioną obawę, że wymachując politycznością, dekryminalizujemy wszelkie postępki, byle motywowane politycznie. Ktoś z motywów politycznych może podpalić zagraniczny bank – czy wyrok w jego sprawie powinien być łagodniejszy, niż gdyby podłożył ogień dla zabawy? W polskiej kulturze mamy zapętlenie zawiązane ze słowem „polityka”. Decyzja „polityczna”? Czytaj: głupia, kosztowna, w interesie lobby. Nominacja „polityczna”? Czytaj: mianowali swojego. Od tej językowo-aksjologicznej reguły jest jeden wyjątek. Więzień „polityczny”. To pojęcie wspiera się na szacunku, tu „polityka” jest nobilitująca.
Ludzie walczący o piękne i polityczne ideały, jak dziś na Białorusi, często są więźniami politycznymi. Są też ludzie walczący o ideały polityczne wcale nie piękne (Lenin i Hitler też byli więźniami politycznymi!). Czasem ludzie występują w obronie politycznych wartości, które dopiero z czasem nabierają blasku i zostają uznane za szlachetne. Ale bywa i odwrotnie: cenione wartości stają siępośmiewiskiem.
W której z tych szufladek jest Margot, niech każdy oceni sam(a). Ale uznajmy wspólnie, że w sprawach politycznych wrażliwość aparatu państwowego musi być inna niż w kryminalnych. Zwłaszcza w kraju, w którym część mieszkańców deklaruje negatywne emocje bądź to wobec partii rządzącej, bądź opozycji. W którym wciąż się pamięta wybryki ZOMO i bezsilność sądzonych z tzw. bomby. W demokratycznym kraju ludzie blokujący drogi i podnoszący rękę na pomniki łamią prawo i zazwyczaj biorą pod uwagę, że prawo nie będzie w ich wypadku zawieszone. Czasami chcą być represjonowani, wyobrażając sobie, że to jest korzystne dla Sprawy. W ostatnim tygodniu mamy do czynienia z kumulacją przekonania, że aparat państwowy, od policjantki do sędziego, zmówił się przeciwko jednemu środowisku w interesie politycznym (!) rządzącej partii. Podobne zarzuty podnoszone są od lat przez środowiska jakby ślepe na to, że nawet najbardziej demokratyczne państwo na świecie bywa represyjne, kiedy naruszane są przepisy. Jednak dodając Margot cierpień decyzją o areszcie i toporną interwencją policji wobec podekscytowanych obrońców szlachetnych ideałów (empatia i solidarność), sprowokowano zrozumiałą reakcję – władza prześladuje. Uznanie Margot za więźnia politycznego, a nie przypadkowego, i świadomość, jak ważne są emocje polityczne, mogły nas uchronić od burzy.