Białoruś liczy na korzyści ze spadku cen surowca na światowych rynkach wywołanego przez epidemię koronawirusa w Chinach, a następnie rosyjsko-saudyjską wojnę cenową.
Mińsk przedstawił nowe propozycje rozwiązania sporu o zasady dostaw rosyjskiej ropy naftowej. Białorusini mają nadzieję, że spadek cen zachęci Kreml do kompromisu. Propozycje są tajne, ale premier Siarhiej Rumas, który pokazał je w środę swojemu rosyjskiemu odpowiednikowi Michaiłowi Miszustinowi, powiedział, że „strona rosyjska obiecała przeprowadzenie w ciągu najbliższych dni konsultacji ze spółkami naftowymi i przesłanie odpowiedzi”.
– Na pierwszy rzut oka wydaje się, że propozycje nie zostały odrzucone – zapewniał Rumas. Mińsk liczy, że umowa zostanie zawarta do 10 kwietnia. Spór o ceny ropy nasilił się w grudniu 2019 r. Rosjanie zmienili zasady jej opodatkowania, zastępując w perspektywie 2024 r. podatek eksportowy podatkiem od wydobycia. W ten sposób Mińsk zostałby pozbawiony preferencyjnych zasad dostaw, co w sumie może go kosztować równowartość 10 mld dol. Tymczasem eksport produktów ropopochodnych z rafinerii w Mozyrzu i Nowopołocku należy do najważniejszych źródeł dewiz dla budżetu.
Moskwa od początku wiązała zachowanie dotacji energetycznych z przyspieszeniem integracji Białorusi z Rosją. Na stole leżał opracowany jeszcze przez poprzedni rząd Dmitrija Miedwiediewa pomysł utworzenia wspólnych instytucji ponadnarodowych. Prezydent Alaksandr Łukaszenka upatrywał w nim jednak próby ograniczenia własnych pełnomocnictw, więc zaoponował. W efekcie dostawy ropy zostały 1 stycznia wstrzymane, bo dotychczasowy kontrakt wygasł.
Białoruskie władze szukały możliwości bezpośredniego porozumienia się z rosyjskimi spółkami naftowymi. Jak dotąd tylko firmy zaprzyjaźnionego z Łukaszenką oligarchy Michaiła Gucerijewa (i kilku mniejszych producentów) zgodziły się dostarczać surowiec bez marży. Równolegle Białorusini zaczęli rozglądać się za możliwościami dywersyfikacji dostaw. Rafinerie otrzymały już pierwsze partie surowca z Norwegii (przez litewską Kłajpedę) i Azerbejdżanu (przez ukraińską Odessę).
Docelowo kraj, dotychczas w 100 proc. zależny od dostaw z Rosji, ma sprowadzać po dwa tankowce miesięcznie, nawet jeśli uda się porozumieć z Moskwą. Dwa tankowce miesięcznie mogą dać 2 mln ton ropy rocznie, tymczasem Białoruś potrzebuje obecnie 18 mln ton, a po zakończeniu modernizacji rafinerii – nawet 24 mln. Dlatego Mińsk z zainteresowaniem patrzy w stronę Kazachstanu i Polski – w tym ostatnim przypadku w grę wchodziłby import rewersem przez rurociąg Przyjaźń, co jednak wymagałoby pewnych nakładów inwestycyjnych.
Niewykluczone jest wsparcie USA. W piątek szef MSZ Uładzimir Makiej rozmawiał o nim z sekretarzem stanu Mikiem Pompeo. Wcześniej szef amerykańskiej dyplomacji po raz pierwszy w historii odwiedził Mińsk. – Pompeo sam zaproponował nam ropę po konkurencyjnych cenach – mówił Łukaszenka. Mińsk chce też skorzystać z 1 mld dol. wydzielonego przez Waszyngton na projekty infrastrukturalne w państwach Trójmorza, do którego Białoruś nie należy. – Potrzeba paru dodatkowych połączeń. I my te 100–120 mln dol. na nie znajdziemy – zapewniał Łukaszenka.
Starania Mińska wpisują się w światowy kontekst. Epidemia koronawirusa w Chinach znacząco zmniejszyła popyt na czarne złoto w tym kraju. Państwa OPEC+, czyli producenci ropy, w tym Rosja, próbowały się porozumieć co do zasad ograniczenia produkcji, ale po fiasku negocjacji doszło do rosyjsko-saudyjskiej wojny cenowej. W efekcie wzrostu wydobycia do maksimum ceny surowca spadły do poziomów nienotowanych od lat, nieco przekraczających 30 dol. za baryłkę.
Między Moskwą a Rijadem mediuje Irak, na razie bezskutecznie. – Chcemy przywrócić równowagę na globalnym rynku naftowym – mówił rosyjskiej państwowej agencji RIA Nowosti Asim Dżihad, rzecznik irackiego ministerstwa ropy naftowej. Sytuacja Rosji jest poważna, ponieważ tegoroczny budżet został skrojony pod cenę ropy przekraczającą 40 dol. Wojna cenowa oraz koronawirus mogą kosztować Moskwę według jej własnych szacunków 2 bln rubli (110 mld zł), a według Reutersa – zamienić 1-proc. nadwyżkę budżetową w 0,9-proc. deficyt.