W poniedziałek w Izraelu odbędą się trzecie w ciągu niespełna roku wybory parlamentarne. Stawką jest polityczne przetrwanie szefa prawicowego Likudu, premiera Benjamina Netanjahu. W sondażach znów łeb w łeb idzie z nim lider centrolewicowego sojuszu Benny Gantz.

Po poprzednich przedterminowych wyborach do 120-miejscowego Knesetu w kwietniu i we wrześniu 2019 r., w których Likud i sojusz Niebiesko-Biali zdobyły podobną liczbę mandatów, ani Netanjahu, ani Gantzowi wraz z ich potencjalnymi sojusznikami nie udało się sformować rządów koalicyjnych.

W historii parlamentaryzmu Izraela jeszcze żadna partia nie uzyskała w wyborach większości bezwzględnej pozwalającej na samodzielne utworzenie rządu, dlatego gabinety koalicyjne są w tym kraju normą. Kadencja Knesetu trwa cztery lata, ale ze względu na kruchość koalicyjnych sojuszy wybory nie należą do rzadkości. Jednak nawet w tych okolicznościach trzecie wybory w ciągu bez mała roku są bezprecedensowe - ocenia Izraelski Instytut Demokracji (IDI) w Jerozolimie. I wcale nie muszą wyprowadzić kraju z tego bezprecedensowego impasu politycznego - uważa Michał Wojnarowicz z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM).

Pozycję 70-letniego Netanjahu, nestora izraelskiej polityki, wzmocniły zorganizowane w grudniu ub.r. wewnątrzpartyjne wybory w Likudzie, które zdecydowanie wygrał on z Gideonem Saarem. Według części ekspertów wzmocniony politycznie "Bibi", jak w Izraelu powszechnie nazywany jest Netanjahu, ma duże szanse na zwycięstwo w wyborach parlamentarnych, dzięki czemu, jeśli zbierze koalicję, mógłby ponownie stanąć na czele rządu. Lojalność wobec wieloletniego premiera potwierdzili jego sojusznicy z innych partii prawicowych i religijnych, pomimo zbliżającego się procesu.

Netanjahu to pierwszy izraelski premier postawiony w stan oskarżenia podczas pełnienia urzędu. Jego proces rozpocznie się 17 marca, czyli dwa tygodnie po wyborach; grozi mu do 10 lat więzienia, jeśli zostanie skazany za korupcję, i do trzech lat za defraudacje i nadużycie zaufania.

Netanjahu zaprzecza wszelkim zarzutom, nazywając śledztwo "polowaniem na czarownice".

Według Gantza zarzuty stawiane Netanjahu dyskwalifikują go jako szefa rządu; po ostatnich wyborach Gantz był skłonny nawet stworzyć rząd jedności narodowej z Likudem pod warunkiem, że na jego czele nie będzie stał Netanjahu.

60-letni Gantz, generał, były szef sztabu generalnego sił obronnych Izraela, jest uważany za politycznego nowicjusza. Mianowany na to stanowisko w 2011 r., w drugim roku rządów Netanjahu, teraz nazywany jest przez Likud "słabym lewicowcem", miękkim wobec Iranu i zbyt pojednawczym wobec Palestyńczyków. Swój sojusz Niebiesko-Białych Gantz stworzył właściwie tuż przed kwietniowymi wyborami, w lutym 2019 r., obiecując zjednoczenie kraju, który według niego "zagubił się".

Szef wchodzącej w skład sojuszu Niebiesko-Białych centrowej partii Jest Przyszłość (Jesz Atid), były minister finansów Jair Lapid, uzgodnił z Gantzem, że jeśli po wyborach uda im się, przy wsparciu innych ugrupowań, stworzyć koalicję rządową, przez pierwsze 2,5 roku kadencji Gantz będzie premierem, a przez kolejne - Lapid.

Gantz uważany jest za polityka nastawionego bardziej dyplomatycznie od Netanjahu; mówi np. o wznowieniu rozmów pokojowych z Palestyńczykami. Ale chociaż Palestyńczycy wolą Gantza od Netanjahu, to po dwóch wojnach w Strefie Gazy nie pałają do niego sympatią; gdy był szefem sztabu w latach 2011-2015, w walkach zginęło ok. 2300 Palestyńczyków - zwraca uwagę Reuters. Z zadowoleniem przyjął także bliskowschodni plan prezydenta USA Donalda Trumpa, który Palestyńczycy całkowicie odrzucili za zbytnią stronniczość wobec państwa żydowskiego.

Do wyborów uprawnionych jest 6,4 mln osób w liczącym 8,6 mln ludzi kraju.

W Izraelu jest jeden okręg wyborczy; głosuje się na partie, a nie na poszczególnych kandydatów. Izraelska scena polityczna jest bardzo rozdrobniona; w poniedziałkowych wyborach Izraelczycy będą wybierać spośród 29 partii i sojuszy politycznych. Ale tak naprawdę liczy się osiem list, które mogą przekroczyć próg wyborczy 3,25 proc. (cztery mandaty) i wejdą do Knesetu.

Aby sformować rząd, trzeba mieć w Izraelu zdolność utworzenia koalicji liczącej przynajmniej 61 deputowanych. Według ostatnich przedwyborczych sondaży blok prawicy z Netanjahu na czele może liczyć na 56-58 mandatów, a blok centrolewicy Gantza i Zjednoczonej Listy, czyli wspólnej listy czterech partii arabskich, może wspólnie uzyskać 56-57 mandatów. Sam Likud i sami Niebiesko-Biali idą łeb w łeb i mogą liczyć na 33 mandaty każdy lub Likud na 35, a Niebiesko-Biali na 33 - wynika z dwóch ostatnich sondaży opublikowanych w piątek przez izraelskie media.

W bloku prawicy, oprócz Likudu, są jego potencjalni koalicjanci: Zjednoczony Judaizm Tory (UTJ - Jahadut Hatora) – blok skupiający ortodoksyjne partie religijne, który może zdobyć siedem mandatów, Sefardyjska Partia Strażników Tory (Szas) – partia ortodoksyjnych Żydów sefardyjskich (osiem mandatów) oraz Jamina (Prawica) - powstały przed wrześniowymi wyborami sojusz partii prawicowych i skrajnie prawicowych (7-9 mandatów).

Zjednoczona Lista (Arabska) uzyskiwała w sondażach 14-15 mandatów. Z kolei powstała w styczniu br. wspólna lista Izraelskiej Partii Pracy (Awoda), centrowo-socjalnej partii Geszer i lewicowej partii Merec - dziewięć mandatów.

Języczkiem u wagi jest znów Nasz Dom Izrael (Israel Beiteinu) Awigdora Liebermana, która reprezentuje kombinację "jastrzębich" poglądów w sprawach polityki zagranicznej i bezpieczeństwa oraz świeckich poglądów w sprawach religijno-świeckiego rozdziału państwa. Ugrupowanie to może liczyć na siedem mandatów i uważa się, że może przełamać parlamentarny impas w Izraelu.

Siła Żydowska (Otzma Yehudit; dawn. Otzma Le Israel - Siła dla Izraela) - skrajnie prawicowa, antyarabska partia reprezentująca radykalne środowiska osadników - najpewniej nie przekroczy progu wyborczego.

Politolożka z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie Gajil Talszir uważa, że Izrael nadal wydaje się być podzielony, co odzwierciedla niejednoznaczny wynik kwietniowych i wrześniowych wyborów, po których żadna partia nie mogła utworzyć koalicji rządzącej. Podczas tej kampanii Niebiesko-Biali prowadzili przed Likudem w sondażach przez wiele tygodni, ale ostatnie badania wykazały, że Likud wysuwa się nieco na prowadzenie.

"Proces (Netanjahu) jest bardzo ważny (...) centrum i lewica w Izraelu idą zagłosować przeciwko Netanjahu. Ale jego własny elektorat jednoczy się wokół niego" - zaznaczyła ekspertka.

Izraelski Instytut Demokracji zwraca uwagę, że faktycznie w centrum tej kampanii leżała kwestia legalności kandydatury Netanjahu w świetle wytoczonych mu zarzutów. Zgodnie z izraelskim prawem premier może pozostać na stanowisku, mimo że został postawiony w stan oskarżenia. Musi zrezygnować jedynie wtedy, gdy zostanie skazany, a wyrok będzie podtrzymany w procesie odwoławczym, który może ciągnąć się latami.

Ekspert PISM w swojej analizie zwraca uwagę na negatywne dla funkcjonowania państwa konsekwencje dotychczasowego klinczu powyborczego w Izraelu. Według Wojnarowicza "bez ustępstw ze strony liderów najważniejszych sił politycznych również" najbliższe wybory "mogą nie doprowadzić do wyjścia z bezprecedensowego w historii Izraela impasu".