Po efektownej, choć obfitej w pustosłowie, konwencji inauguracyjnej przyszła pora na pierwsze konkretne działania prezydenta Andrzeja Dudy. Wczoraj poznaliśmy wreszcie skład jego sztabu wyborczego. I tak szefową kampanii została mec. Jolanta Turczynowicz-Kieryłło, Beata Szydło szefową sztabu programowego, Joachim Brudziński szefem sztabu organizacyjnego, a Adam Bielan rzecznikiem sztabu.
Co mówi nam ten skład? Przede wszystkim to, że będzie dążenie do obniżenia temperatury sporu – może nie w sensie ogólnym, ale przynajmniej w tematach niewygodnych dla PiS i mogących zaszkodzić kampanii. Na eksponowanych stanowiskach w sztabie nie znaleźli się politycy z Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry. A właśnie to ugrupowanie domaga się twardego kursu w sprawie zmian w wymiarze sprawiedliwości. W tym rozdaniu zwycięzcą jest drugi koalicjant PiS, czyli Porozumienie Jarosława Gowina, opowiadające się za złagodzeniem dyskusji wokół sądów. To z nim kojarzeni lub związani są: szefowa kampanii i odpowiadający za relacje medialne rzecznik sztabu. Także wypowiedzi samego Andrzeja Dudy mają koncyliacyjny charakter, odwrotny w stosunku do tego, co prezydent prezentował w ostatnich tygodniach. – Proszę o to, aby nie było takich sytuacji jak w Pucku, czy takich sytuacji, jak mieliśmy niestety w polskim Sejmie – mówił Andrzej Duda. Druga część tej wypowiedzi najprawdo podobniej odnosi się do słynnego już gestu posłanki Lichockiej. A jeśli tak, to znaczy, że to spory kłopot dla prezydenta i jego kampanii.
W sztabie znalazła się też była premier Beata Szydło, która odpowiadała za udaną kampanię Andrzeja Dudy z 2015 r. i która wciąż budzi pozytywne skojarzenia w dużej części pisowskiego elektoratu. To ona może – jako kobieta – wziąć na siebie ciężar atakowania Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, bez ryzyka oskarżeń o seksistowskie zagrywki wobec głównej rywalki Andrzeja Dudy. Jest i on – Joachim Brudziński, który może nie słynie z politycznej subtelności, ale ma tę zaletę, że potrafi nazywać rzeczy po imieniu i szybko przecinać wizerunkowe kryzysy. To nie jest typ polityka, który pokazanie ludziom środkowego palca nazwałby „przesuwaniem energicznie palcem pod okiem”.
Problemem Andrzeja Dudy jest to, że jego sytuacja zależy od sytuacji w PiS. A ta chwilowo jest daleka od idealnej. Wczorajsze uruchomienie sztabu zostało w jakiejś mierze przykryte przez wojnę na linii szef NIK – prokuratura i służby (więcej na str. A4). PiS średnio sobie radzi z kontrowaniem ostatnich ataków ze strony opozycji, choćby w sprawie niemal 2 mld zł, które mają trafić do TVP, a nie np. na onkologię. Owszem, w tej dyskusji jest sporo populizmu. Ale akurat PiS nie powinien być zaskoczony tym, że to niekiedy skuteczny oręż. W kampanii Andrzeja Dudy napsuć może też sprawa sądów, a zwłaszcza zbliżające się wielkimi krokami przesilenie w Sądzie Najwyższym. Kadencja I prezes Małgorzaty Gersdorf kończy się 30 kwietnia. Ewentualna wojna o wybór jej następcy, rozpętana na finiszu kampanii, może dla Andrzeja Dudy oznaczać dużo większy dyskomfort niż swędzące oko posłanki Lichockiej.
Problemem Andrzeja Dudy jest to, że jego sytuacja zależy od sytuacji w PiS