Brytyjska Izba Gmin będzie w poniedziałek głosować nad wnioskiem premiera Borisa Johnsona o przeprowadzenie 12 grudnia przedterminowych wyborów. Choć teoretycznie wszystkie główne partie opowiadają się za nowymi wyborami, w praktyce wniosek może nie uzyskać wymaganego poparcia.

Obecna kadencja parlamentu powinna trwać do maja 2022 r. Zgodnie z ustawą z 2011 r., która wprowadza stałą długość kadencji (Fixed-term Parliament Act 2011), może ona zostać skrócona, jeśli taki wniosek poprze dwie trzecie posłów. Johnson składał go już dwukrotnie – 4 i 9 września – ale za każdym razem zagłosowało za nim mniej niż 300 posłów, czyli nawet mniej niż połowa.

Tym razem premier obiecał, że jeśli posłowie poprą skrócenie kadencji, będą mieli możliwość dłuższej debaty nad ustawą o porozumieniu o wystąpieniu z UE (Withdrawal Agreement Bill, WAB), którą rząd chciał przyjąć w ciągu trzech dni, na co jednak posłowie się nie zgodzili.

Johnson, który stoi na czele gabinetu mniejszościowego, liczy na to, że przedterminowe wybory dadzą mu większość, a tym samym możliwość skutecznego rządzenia. Biorąc pod uwagę, że według ostatnich sondaży jego Partia Konserwatywna ma 13-16 punktów proc. przewagi nad Partią Pracy, taka kalkulacja ma sens. Zarazem musi pamiętać, jak fatalna w skutkach okazała się decyzja jego poprzedniczki Theresy May o przedterminowych wyborach w czerwcu 2017 r., kiedy to zamiast powiększyć przewagę nad opozycją, straciła bezwzględną większość w Izbie Gmin.

Posłowie Partii Konserwatywnej – w tym członkowie rządu – są podzieleni w sprawie tego, co powinno być teraz priorytetem: czy rozpisywanie wyborów, czy też próba przeforsowania w parlamencie ustawy o porozumieniu o wystąpieniu z UE. Zapewne jednak zdecydowana większość z nich ostatecznie poprze wniosek premiera.

Główna siła opozycji, czyli Partia Pracy, zapewnia, że chce wyborów, jak tylko odsunięte zostanie ryzyko brexitu bez umowy. Ponieważ wniosek o przesunięcie brexitu został wysłany przez Johnsona i wstępnie zaakceptowany przez Brukselę, przyjęcie ustawy WAB wykluczałoby możliwość chaotycznego wyjścia z UE. Jednak Partia Pracy ma w sprawie przedterminowych wyborów mieszane uczucia, podobne jak w kwestii brexitu. Jako opozycja musi publicznie mówić, że chce wyborów, by odsunąć Johnsona od władzy, ale sondaże nie wskazują, by miała szanse na zwycięstwo, a zamknięcie sprawy brexitu w uporządkowany sposób jeszcze zwiększyłoby przewagę konserwatystów. Dodatkowo dla lidera laburzystów Jeremy’ego Corbyna porażka wyborcza zapewne oznaczałaby, że zakwestionowane zostałoby jego przywództwo w partii.

Za wyborami zdecydowanie opowiadają się trzecia i czwarta co do wielkości frakcja w parlamencie: Szkocka Partia Narodowa (SNP) oraz Liberalni Demokraci. Obie partie są zdecydowanie przeciwne brexitowi, więc postrzegają wybory jako szansę na jego zatrzymanie, a Liberalni Demokraci zamierzają ponadto wykorzystać dobry moment, bo przejmując sporą część prounijnego elektoratu, zbliżyli się w sondażach do Partii Pracy. SNP i Liberalni Demokraci chcą jednak rozdzielić kwestię wyborów od ustawy WAB i uzgodniły, że, aby to podkreślić, będą postulować przeprowadzenie wyborów 9 grudnia. Ale na takie rozwiązanie nie zgodzi się Johnson.

W tej sytuacji poparcie wniosku o przedterminowe wybory przez co najmniej 434 posłów wydaje się mocno wątpliwe. Johnson miałby wprawdzie inne sposoby na wymuszenie tego, ale każdy niesie za sobą pewne polityczne ryzyko.

Po pierwsze mógłby złożyć projekt ustawy, która unieważniałaby Fixed-term Parliament Act, ale opozycja – mająca de facto większość - mogłaby do niego zgłaszać poprawki np. obniżające wiek głosowania, co działałoby na jej korzyść. Po drugie kadencję można skrócić poprzez wotum nieufności dla rządu – wniosek może być złożony albo przez opozycję, albo nawet przez sam rząd. Ale to jeszcze bardziej ryzykowne – po przegłosowaniu wotum nieufności uruchamiany zostaje 14-dniowy okres na znalezienie nowego rządu mającego większość.

Jak do tej pory, opozycja nie jest w stanie uzgodnić wspólnych kroków, bo Partia Pracy naciska, że liderem jakiegokolwiek rządu tymczasowego czy rządu jedności narodowej musi być Corbyn, Liberalni Demokraci się na niego nie zgadzają, gdyż budzi on zbyt duże podziały, a SNP wykorzystuje sprawę do forsowania niepodległościowej agendy i mówi, że warunkiem jej poparcia dla kogokolwiek jest zgoda na nowe referendum w Szkocji.

Ale nie można wykluczyć, że widząc okazję na odsunięcie konserwatystów od władzy, opozycja zawrze jakieś porozumienie.

Niemniej Johnson nie ma innego wyjścia, jak dążyć do przedterminowych wyborów za wszelką cenę. Frakcja konserwatystów w 650-osobowej Izbie Gmin skurczyła się do 288 posłów, co oznacza, że rząd nie jest w stanie normalnie funkcjonować. Szczególnie, gdyby taka sytuacja miała trwać jeszcze przez 2,5 roku.