Mówiąc o odwołanym przez niego ataku na siły irańskie, prezydent USA Donald Trump stwierdził w piątkowym wywiadzie dla NBC News, że amerykańskie samoloty nie znajdowały się jeszcze w powietrzu, a on sam ostatecznie nie wydał rozkazu.

Prezydent USA oznajmił w rozmowie, że na około pół godziny przez atakami wojskowi zapytali go o zgodę na operację. Nie uzyskali jednak jego ostatecznego pozwolenia z powodu ryzyka, że będzie zbyt wiele potencjalnych ofiar - o czym Trump informował już wcześniej w serii tweetów.

Pytany o to, czy samoloty znajdowały się już w powietrzu, odparł: "Nie, ale byłyby dość szybko, a sprawy mogłyby potoczyć się do punktu, z którego nie byłoby już powrotu (...)". "Nie było zielonego światła na nic, aż do samego końca, ponieważ sprawy się zmieniają" - dodał prezydent.

W wywiadzie dla NBC News potwierdził też, że amerykańscy wojskowi poinformowali go, iż w ataku może zginąć około 150 osób. "Myślałem o tym przez sekundę i powiedziałem - wiecie co, oni zestrzelili bezzałogowego drona, samolot, jakkolwiek chcecie to nazywać, a tutaj mamy 150 zabitych, co pewnie wydarzyłoby się prawdopodobnie w ciągu pół godziny po powiedzeniu przez mnie: naprzód" - mówił Trump. Dodał, że nie byłaby to proporcjonalna odpowiedź.

Całość wywiadu z amerykańskim przywódcą ma zostać wyemitowana w niedzielę w programie "Meet the Press".

To drugi raz, gdy Trump stwierdza, że powodem odwołania ataku były możliwe straty wśród ludzi. Za pierwszym razem poinformował o tym na Twitterze, dodając, iż siły amerykańskie były już gotowe do ataku odwetowego przeciwko Iranowi, ale wstrzymał operację na 10 minut przed rozpoczęciem.

O tym, że prezydent USA zatwierdził przeprowadzenie ataków na cele w Iranie, ale na wczesnym etapie tej operacji kazał ją odwołać, pierwszy napisał "New York Times". Według źródła gazety akcję odwołano, gdy znajdowała się już w początkowej fazie, tj. gdy wyznaczone do niej samoloty znajdowały się już w powietrzu, a okręty były rozstawione na pozycjach.

Decyzja Trumpa o wstrzymaniu operacji spotkała się z pozytywnym odbiorem Partii Demokratycznej. "Atak ze stratami ubocznymi na taką skalę byłby bardzo prowokujący i jestem zadowolona, że prezydent nie podjął go" - oświadczyła przewodnicząca Izby Reprezentantów z ramienia tej partii Nancy Pelosi. Jej rzecznik przekazał, że biuro szefowej niższej izby parlamentu USA nie było informowane o planach Trumpa.

Na poniedziałek USA zażądały zwołania posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ w sprawie Iranu. Ma się ono odbyć za zamkniętymi drzwiami. Temat napięć w regionie Zatoki Perskiej został już poruszony w rozmowie telefonicznej między Trumpem i Muhammadem ibn Salmanem, księciem rywalizującej z Iranem Arabii Saudyjskiej. W piątek mija dokładnie dwa lata odkąd został on mianowany na następcę saudyjskiego tronu.

W czwartek irańska elitarna Gwardia Rewolucyjna podała na swej stronie internetowej, że zestrzeliła amerykańskiego drona szpiegowskiego. Według Gwardii amerykański dron został zestrzelony, gdy naruszył przestrzeń powietrzną Iranu w położonej nad Zatoką Perską prowincji Hormozgan na południu kraju.

Rzecznik Centralnego Dowództwa sił USA, kapitan marynarki wojennej Bill Urban potwierdził, że Iran zestrzelił amerykańskiego drona, ale podkreślił, że doszło do tego w międzynarodowej przestrzeni powietrznej. Incydent nazwał "niesprowokowanym atakiem" ze strony Iranu.

W maju 2018 roku Trump mimo sprzeciwu innych sygnatariuszy międzynarodowego paktu nuklearnego z Iranem z 2015 roku podjął decyzję o wycofaniu USA z porozumienia. Amerykańska administracja zaostrza restrykcje, dążąc do całkowitej izolacji Iranu i pozbawienia go dochodów z eksportu ropy.

Obawy o konfrontację między tymi krajami rosną od 13 czerwca, kiedy w Zatoce Omańskiej zaatakowane zostały dwa tankowce. Stany Zjednoczone oskarżyły o ten atak Iran, czemu ten kategorycznie zaprzecza.