Największym wyzwaniem dla Europy w ocenie wyborców jest islamski radykalizm. Obawy o migrację są takie same jak o stan gospodarki Starego Kontynentu.
Na kilka tygodni przed wyborami do europarlamentu większość wyborców w Europie nie jest do końca przekonana, na kogo oddać głos. Sprawdziła to w badaniu opinii publicznej Europejska Rada Spraw Zagranicznych, niezależna organizacja zajmująca się polityką unijną. Spośród osób, które deklarują pójście do urn, aż 70 proc. nie jest zdecydowana, na kogo głosować lub rozważa zmianę swojego poparcia.
Jak pokazuje badanie, bardziej skłonni do tego są zadeklarowani euroentuzjaści. Aż 69 proc. z nich twierdzi, że głosowanie na inne ugrupowanie jest opcją kuszącą. Zaledwie co czwarty zwolennik zjednoczonej Europy deklaruje lojalność wobec siły politycznej, na którą do tej pory stawiał. Nieco bardziej lojalni są przeciwnicy Wspólnoty – 35 proc. z nich nie zamierza zmieniać swoich sympatii, natomiast rozważa to 58 proc. eurosceptyków. Autorzy badania odnotowali, że taka chwiejność postaw politycznych na 15 badanych państw nie dotyczy Polski, bo u nas scena polityczna jest mocno spolaryzowana.
Niezdecydowanie wśród wyborców oznacza dwie rzeczy. Po pierwsze, partie mają o kogo walczyć w kampanii europejskiej. Po drugie, wynik elekcji jest bardzo trudny do przewidzenia i wszystko może się rozstrzygnąć na ostatniej prostej przed wyborami. Zwłaszcza że dzisiaj tylko 43 proc. Europejczyków deklaruje swój udział w nich. Reszta nie jest pewna, czy pojawi się przy urnach.
Kurczą się przy tym zasoby lojalnych wyborców tradycyjnych ugrupowań. Bardzo dobrze to widać na przykładzie Niemiec. Jedynie co dziesiąty wyborca koalicji CDU/CSU nie zamierza głosować na żadną inną partię. Zdeklarowani sympatycy socjalistów to jeszcze mniejszy odsetek – zaledwie 3,5 proc. ankietowanych deklarujących głosowanie na SPD nie rozważa wycofania swojego poparcia. Ale z utrzymaniem elektoratu mają problem nie tylko partie głównego nurtu. Pnąca się w sondażach radykalna Alternatywa dla Niemiec ma tylko 6 proc. pewnych głosów.
Preferencje polityczne Europejczyków są niedookreślone, podobnie jak to, co postrzegają jako wyzwanie dla UE. Co piąty respondent największe zagrożenie widzi w islamskim radykalizmie. Następne w kolejności są ex aequo migracja i ekonomia (15 proc.), dalej nacjonalizm, Rosja i zmiany klimatu. Przy czym zwolennicy ugrupowań antyunijnych dużo częściej od euroentuzjastów wskazywali na muzułmański fundamentalizm i migrację (po 26 proc.). Tymczasem dla wyborców sił prounijnych tak samo dużym zagrożeniem jest islamski radykalizm (21 proc. ankietowanych) jak nacjonalizm w Europie (20 proc.). Jedynie co dziesiąty zwolennik UE (11 proc.) postrzega migrację jako zagrożenie.
Jak zauważył Ivan Krastev, politolog i jeden z autorów badania, duże zróżnicowanie odpowiedzi pokazuje, że Viktor Orbán i Matteo Salvini pomylili się w swoich założeniach, że nadchodzące wybory do europarlamentu będą referendum na temat migracji. Zwłaszcza że dla Włochów o wiele większym problemem – jak pokazuje badanie – jest widmo kryzysu gospodarczego niż napływ migrantów. Dzisiaj postrzeganie zagrożeń przez Europejczyków jest dużo bardziej skomplikowane niż było w 2015 r., w dobie kryzysu migracyjnego.
Inaczej zagrożenia są definiowane w różnych krajach członkowskich. Wspomniani Włosi oraz Grecy i Rumuni najbardziej obawiają się kryzysu migracyjnego i wojen handlowych. Islamski radykalizm jest największym wyzwaniem zdaniem Polaków, Francuzów, Niemców, Holendrów, Słowaków, Hiszpanów, Szwedów, Austriaków, Czechów i Duńczyków. Przy czym na 15 badanych państw jedynie dla nas i Rumunów dużym zagrożeniem pozostaje Rosja (oba narody wskazały ją jako problem numer 2). Jedynie Węgrzy postrzegają migrację jako największe zagrożenie.
W badaniu zapytano również Europejczyków o to, czy bardziej martwi ich imigracja do ich kraju czy emigracja rodaków do krajów trzecich. Mieszkańcy krajów zachodnich nadal obawiają się imigrantów, ale już państwa południowej i środkowej Europy widzą większe zagrożenie w tym, że ich współobywatele wyjeżdżają za granicę. Na dodatek zapytani o to, czy byliby za czasowym ograniczeniem emigracji, ponad połowa Hiszpanów, Greków i Włochów odpowiedziała, że tak. Również co drugi Polak wolałby, by odpływ rąk do pracy za granicę został ograniczony. To pokazuje, że problem migracji zaczyna nabierać zupełnie innego wymiaru.