Chiny, Iran, Sudan Południowy, Korea Północna, Nikaragua i Wenezuela to kraje, w których przestrzeganie praw człowieka jest największym problemem - wynika z dorocznego raportu amerykańskiego Departamentu Stanu, choć zdaniem mediów w USA, dokument nie jest w pełni obiektywny.

"Jak co roku od 1977 r. Departament Stanu poprzez ten raport komunikuje światu, że będziemy ujawniać pogwałcenia praw człowieka, niezależnie od tego, gdzie mają miejsce. Powiedzieliśmy tym, którzy hańbią ideę ludzkiej godności, że zostaną ukarani, a ich nadużycia zostaną skrupulatnie udokumentowane i podane do wiadomości publicznej. Przedstawiając te nadużycia i naciskając na krnąbrne reżimy, możemy doprowadzić do zmiany. Widzieliśmy to już" - mówił w środę amerykański sekretarz stanu Mike Pompeo podczas prezentacji raportu za rok 2018.

W swoim wystąpieniu wymienił on z nazwy Iran, Sudan Południowy, Nikaraguę oraz Chiny, które "jeśli chodzi o pogwałcenie praw człowieka są w swojej własnej lidze". Przypomniał on, że w 2018 r. kampania zatrzymywania członków muzułmańskich mniejszości w tym kraju osiągnęła rekordowe rozmiary, a ponad milion Ujgurów, Kazachów i innych muzułmanów znajduje się w obozach reedukacyjnych, co ma na celu wykorzenienie ich etnicznej i religijnej tożsamości.

"Nawet niektórzy nasi przyjaciele, sojusznicy i partnerzy na świecie mają na koncie pogwałcenia praw człowieka. Będziemy dokumentować te doniesienia z równą siłą" - zapewnił Pompeo.

Prawdziwość tej deklaracji budzi jednak wątpliwości. Amerykańskie media wytykają, że w części poświęconej Arabii Saudyjskiej opisana jest sprawa zabójstwa opozycyjnego wobec tamtejszych władz dziennikarza Dżamala Chaszodżdżiego, ale ani słowem nie jest wspomniany saudyjski następca tronu Mohammad bin Salman, który nawet według informacji amerykańskiego wywiadu, miał zlecić jego zabicie. "Ani w tym raporcie, ani jak myślę, w żadnej innej formie, nie próbujemy wyciągać własnych wniosków, kto był, a kto nie był odpowiedzialny" - wyjaśnił Michael Kozak z Departamentu Stanu, który nadzorował przygotowywanie raportu.

Media zwracają też uwagę na odmienny ton użyty przy opisywaniu przypadków łamania praw człowieka w Jemenie, dokonanych przez siły wspierane przez Arabię Saudyjską i Iran, a także, że w podsumowaniu na temat Arabii Saudyjskiej pominięto aresztowanie i domniemane tortury kobiet, które występowały na rzecz prawa do prowadzenia przez nie samochodów, za to wspomniano o "wejściu w życie nowych inicjatyw na rzecz praw kobiet". Wskazano natomiast przypadki pozasądowych egzekucji, wykonywania wyroków śmierci za przestępstwa niezwiązane z użyciem przemocy, dokonywane przez władze uprowadzenia czy torturowanie więźniów.

Według raportu, w Korei Północnej nie nastąpiła żadna poprawa i "nadal sytuacja jeśli chodzi o prawa człowieka należy tam do najgorszych na świecie", natomiast znacznie pogorszyła się w Wenezueli.

Trwa ładowanie wpisu

Stacja CNN zwraca też uwagę na subtelne zmiany, które wskazują, że prawa człowieka nie są priorytetem dla administracji Donalda Trumpa - o ile raporty poprzednich administracji mówiły o "problemie" łamania praw człowieka w różnych krajach, o tyle w obecnym w tym kontekście użyte jest słowo "kwestia". Pośrednio potwierdził to sam Pompeo, który we wstępie do raportu napisał, że "ta administracja będzie utrzymywać kontakty z innymi rządami, niezależnie od ich rejestru, jeśli będzie to służyć interesom USA".

Raport opisuje wszystkie niepodległe państwa świata, a nie tylko te, w których dochodzi do naruszeń praw człowieka. Część na temat Polski liczy 29 stron, czyli mniej więcej tyle, ile poświęcono porównywalnej wielkości państwom UE (Francja - 33 strony, Niemcy - 35, Hiszpania - 22, podczas gdy sytuacja w Iranie opisana jest a 56 stronach, a w Chinach na 159).

W części poświęconej Polsce opisano - podobnie jak w przypadku innych krajów - różne pojedyncze incydenty związane nadużyciem uprawień przez siły bezpieczeństwa czy przypadki agresji wobec mniejszości narodowych, ale nie stwierdzono żadnych systemowych problemów z przestrzeganiem praw człowieka.