Tylko stwierdzenie autentyczności zarzutów jest podstawą do tego, żeby reagować; wiceminister cyfryzacji Adam Andruszkiewicz powiedział, że zarzuty wobec niego to nieprawda i ja mu wierzę - powiedział we wtorek marszałek Senatu Stanisław Karczewski.

W sobotę "Superwizjer" TVN24 wyemitował reportaż dotyczący śledztwa w sprawie fałszowana podpisów pod poparciem kandydatów Młodzieży Wszechpolskiej (startowali z Komitetu Wyborczego Wyborców Ruch Narodowy) przed wyborami samorządowymi w 2014 roku. Wówczas prezesem tej organizacji był Adam Andruszkiewicz, obecny wiceminister cyfryzacji.

Prokuratura Krajowa przekazała w sobotę PAP, że trwa postępowanie dyscyplinarne dot. zbyt opieszałego prowadzenia przez białostockich prokuratorów tego śledztwa oraz roli, jaką miałby w tej sprawie odegrać Adam Andruszkiewicz.

W wydanym w niedzielę oświadczeniu, Andruszkiewicz zapewnił, że nigdy "nie fałszował, ani nie kazał fałszować podpisów". "Rzekome oskarżanie mnie przez jednego z podejrzanych jest nieprawdziwe, co udowodnię przed sądem" - podkreślił.

Marszałek pytany we wtorek przez dziennikarzy w Senacie czy dobrze się czuje z tym, że Andruszkiewicz nadal jest wiceministrem cyfryzacji, odparł: "Nie ma żadnych dowodów. Są jakieś pomówienia, jakieś zarzuty. Wyjaśnijmy te zarzuty". Jak zauważył, Andruszkiewicz sam powiedział, że te zarzuty to nieprawda. "I ja mu wierzę" - oświadczył. "Tylko stwierdzenie autentyczności zarzutów jest podstawą do tego, żeby reagować" - podkreślił Karczewski.

Rzeczniczka prasowa Prokuratury Krajowej prok. Ewa Bialik zaznaczyła w sobotę rozmowie z PAP, że postępowanie dyscyplinarne w białostockiej prokuraturze wszczęto w wyniku kontroli przeprowadzonej w ubiegłym roku przez Prokuraturę Krajową. "Badając akta śledztwa, które trwa od 2014 roku, Prokuratura Krajowa stwierdziła niezasadną zwłokę w prowadzeniu postępowania i w zbieraniu dowodów. Prowadzący śledztwo nie przeprowadzili wielu ważnych czynności dowodowych, na które wielokrotnie wskazywali im zwierzchnicy" - dodała Bialik.

Jednym z zarzutów PK wobec prowadzących śledztwo - poinformowała rzeczniczka - jest to, że nie zlecili oni grafologowi porównania próbek pisma posła Andruszkiewicza, którymi prokuratura dysponuje, ze sfałszowanymi podpisami na listach wyborczych. Zdaniem PK, takie badanie pomogłoby ustalić, czy Andruszkiewicz mógł dopuścić się fałszerstw.

"W konkluzji kontroli Prokuratura Krajowa uznała, że śledztwo było prowadzone nieudolnie, opieszale, bez koncepcji oraz z oczywistym naruszeniem zasad koncentracji materiału dowodowego i ekonomiki procesowej. Na przyspieszenie śledztwa nie wpływały kolejne interwencji prokuratur wyższego szczebla – Regionalnej i Krajowej" - dodała Bialik.