"Chcę powiedzieć o tym, że nie czuję, nie mam w sercu nienawiści do tego człowieka, który zabił Pawła ani nienawiści do jego rodziny. Ja mam ból w sercu, cierpienie, żal, ale wiem, że to zachowanie tego człowieka, który siedział w więzieniu i był indoktrynowany reżimową telewizją, że to, co się dzieje, ten hejt, ta nienawiść spowodowała, że on był takim jakby owocem tej nienawiści sianej" - mówiła Magdalena Adamowicz we wtorek w TVN24.
"Wiem, że ten rząd, który teraz jest, jest ręcznie sterowany, prokuratura sterowana przez ministra, media reżimowe, bo tak trzeba je nazwać, którymi wiadomo kto rządzi, a kto też z tylnego fotela wszystko nakręca, powodowały tę nienawiść ogólną, ale też naszej rodzinie wyrządziły bardzo wiele krzywdy. Paweł był (...) grillowany żywcem, urzędy skarbowe wymyślały absurdalne zarzuty, kontrolowały naszą rodzinę kilka pokoleń wstecz, nawet w bardzo podeszłym wieku nękali rodziców Pawła, moich rodziców, podobnie jak właśnie reżimowa telewizja" - dodała.
Magdalena Adamowicz podkreśliła, że bała się, wraz rodziną i czuła się zastraszana. Pytana, czy nie boi się pozwów za słowa o TVP, odpowiedziała: "nie boje się".
"Nie boje się, dlatego że ponad 100 programów było oczerniających Pawła, a Pawła postępowania trwały wiele lat i były umorzone, trwały kolejne lata i tak naprawdę nigdy nie zostały doprowadzone do końca. Natomiast dziennikarze mówili o tym, że już będzie aresztowany lada dzień, co się stanie w Gdańsku po wyborach, kiedy on wygra i zostanie aresztowany. Ja mówię po prostu prawdę, mówię to, co się działo" - powiedziała.
Magdalena Adamowicz była też pytana o potrzebę rachunku sumienia wśród polityków. "Politycy obrzucają się teraz nawzajem, jedni drugich, kto jest winny za tę sytuację, nie tyle za śmierć, ile za tę sytuację, która powstała, ale też niestety wśród dziennikarzy jest niestety za dużo nadużywania słowa i szukania sensacji" - oceniła.
Pytana o to, jak patrzy na potrzebę narodowego pojednania odpowiedziała, że jest to ważne i być może coś się zmieni w tej kwestii. "To musi iść nie tylko od polityków, ale ludzie muszą się zmienić między sobą, być bardziej uprzejmi, serdeczni, nie wrodzy, media nie muszą na siłę szukać sensacji, bardziej ważyć słowa. Słowo może zabić i słowa, które padały i one Pawła strasznie raniły, on to brał na swoje barki, ale to go raniło i się okazało, że te słowa też go zabiły" - mówiła Magdalena Adamowicz.
Pytana, czy myśli, że mamy do czynienia z mordem politycznym, odpowiedziała: "ja tak myślę". "Tak myślę nie w tym sensie, że ten człowiek dostał konkretne zlecenie od kogoś, ale tak jak mówiła - ta mowa nienawiści, też politycznej i właśnie karmienie tym ludzi spowodowało, że ten człowiek po prostu tak, a nie inaczej się zachował. Gdyby nie było takiej nagonki na Pawła, gdyby nie było chęci dyskredytowania go, zniszczenia, tych absurdalnych zarzutów, ciągłego kąsania i grillowania, myślę, wierzę, że do tego by nie doszło" - powiedziała.
Żona Pawła Adamowicza wyraziła także poparcie dla pełniącej obowiązki prezydenta Gdańska Aleksandry Dulkiewicz, która zadeklarowała zamiar startu w przedterminowych wyborach 3 marca. Przedstawiciele części ugrupowań parlamentarnych, w tym PO, PSL, Nowoczesna wyrazili poparcie dla kandydatury Dulkiewicz, natomiast PiS zapowiedziało, że nie wystawi własnego kandydata w tych wyborach.
"Jest następca i całym sercem popieram Aleksandrę Dulkiewicz. Wiem, że ona będzie kontynuowała dzieło Pawła. Paweł (...) miał do Oli pełne zaufanie" - podkreśliła Magdalena Adamowicz.
13 stycznia prezydent Gdańska został zaatakował nożem przez 27-letniego Stefana W., który podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy wtargnął na scenę. Samorządowiec trafił do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku, gdzie w zeszły poniedziałek po południu zmarł. Pogrzeb prezydenta Gdańska odbył się w sobotę.