Od 1 stycznia Departament Obrony USA ma tymczasowego szefa. Trudno jednak orzec, czy to on na stałe zasiądzie w fotelu zwolnionym w połowie grudnia przez Jamesa Mattisa
Obecnie resortem kieruje Patrick Shanahan, dotychczasowy numer dwa w Pentagonie. Ten były menedżer Boeinga podobno cieszy się uznaniem lokatora Białego Domu, z którym często przy okazji roboczych spotkań ucinał sobie pogawędki. Wylewał przy tym podobno miód na prezydenckie serce, mówiąc dużo o bardziej konfrontacyjnej postawie wobec Chin i o tym, że uzbrojenie armii USA powinno być tańsze – dwóch tematach, które potrafiły zaangażować Trumpa.
Z punktu widzenia prezydenta, który obiecał kierować rządem federalnym bardziej jak biznesem, Shanahan ma jeszcze jedną zaletę: pochodzi z sektora prywatnego. Pracę w administracji podjął dopiero w połowie 2017 r. i jest to jego pierwszy raz na stanowisku opłacanym z pieniędzy podatników. W Boeingu był menedżerem programu budowy Dreamlinera, co przecież jest ogromnym logistycznym i organizacyjnym wyzwaniem. Dlatego w Pentagonie otrzymał równie skomplikowane zadanie reformy resortowej administracji.