Szef brytyjskiej dyplomacji wezwał wczoraj Europę, by wspólnie z USA postawiła się Moskwie
Słowa do europejskich partnerów Jeremy Hunt skierował z Waszyngtonu, gdzie przebywa z oficjalną wizytą. W przeciwieństwie do swojego poprzednika Borisa Johnsona (odziedziczył stanowisko po nim nieco ponad miesiąc temu), nowy szef brytyjskiego MSZ mówi o Rosji, nie przebierając w słowach. – Jej agresywne i złośliwe zachowanie podważa międzynarodowy ład, który zapewnia bezpieczeństwo nam wszystkim – uważa Hunt.
Szef brytyjskiej dyplomacji nie omieszkał nawiązać również do sobotniego spotkania w podberlińskim Mesebergu między kanclerz Angelą Merkel a prezydentem Władimirem Putinem. – Oczywiście, że z Rosją trzeba rozmawiać – powiedział Hunt. – Ale musimy być kategoryczni: polityka zagraniczna Kremla za kadencji prezydenta Putina uczyniła świat mniej bezpiecznym miejscem.
Zaapelował o to, aby kraje europejskie swoją politykę względem Rosji prowadziły „ramię w ramię ze Stanami Zjednoczonymi”. – To oznacza gotowość do jednogłośnej odpowiedzi za każdym razem, gdy dojdzie do jakichś naruszeń i gdzie by do nich nie doszło – od ulic Salisbury aż po Krym – powiedział dyplomata i wezwał państwa UE do tego, aby poszły w ślady USA i rozważyły kolejną porcję sankcji na Rosję.
Do tej pory obie strony Atlantyku koordynowały politykę sankcyjną względem Rosji. Ale próba otrucia Siergieja Skripala automatycznie uruchomiła w USA kolejną rundę karnych środków na mocy ustawy o przeciwdziałaniu użyciu broni chemicznej i biologicznej z początku lat 90. Zgodnie z nią wykorzystanie takich typów broni odcina dany kraj od zakupu w Stanach technologii, które mają zastosowania wojskowe (niekoniecznie musi to być broń, ale może to być elektronika używana do jej produkcji). Te sankcje wchodzą w życie dzisiaj.
Londyn boi się, że brexit osłabi bezpieczeństwo Królestwa
Jeśli dany kraj nie zapewni, że wyzbywa się korzystania z broni chemicznej (lub spełni inne, podane w ustawie warunki), w ciągu 90 dni możliwe jest nałożenie kolejnych, niezwykle dotkliwych środków karnych: zakazu eksportu do Rosji jakichkolwiek towarów oprócz żywności, całkowitego zakazu importu z Rosji, zakazu korzystania z amerykańskiej przestrzeni powietrznej dla tamtejszych przewoźników czy zakazu udzielania przez system finansowy USA pożyczek rosyjskim podmiotom.
Hunt doskonale rozumie, że na Starym Kontynencie nie ma wielkiego apetytu na kolejną porcję sankcji. Wręcz przeciwnie, coraz częściej można się spotkać z głosami, że z Rosją trzeba sobie jakoś ułożyć stosunki. Takiego zdania są Austriacy, którzy w związku z zamachem na Skripala nie wydalili z kraju ani jednego rosyjskiego dyplomaty (chcąc zachować „neutralność”). Sprzyjające wiatry dla Moskwy wieją także z Włoch, których premier od momentu objęcia urzędu już kilka razy opowiedział się za poluzowaniem reżimu sankcyjnego.
Brytyjczycy z przerażeniem musieli więc przyjąć wiadomość, że cztery lata od aneksji Krymu i kilka miesięcy od nieudanego zamachu na Skripala Władimir Putin zostanie podjęty przez Angelę Merkel. Nawet jeśli urząd kanclerski od samego początku starał się umniejszyć wartość wizyty, mówiąc, że ma tylko roboczy charakter – to właśnie takie sygnały przypominają Brytyjczykom, że brexit osłabia bezpieczeństwo Zjednoczonego Królestwa. Dlatego Hunt w Waszyngtonie nie tylko przypomina o tym, jak ważny jest wspólny transatlantycki front, ale też stara się spiąć oba brzegi oceanu, które niejako odpycha od siebie antagonizująca polityka Donalda Trumpa względem Europy.
– Musimy wzmocnić i przebudować zachodni sojusz w taki sposób, aby ludzie, którzy rozważają przekroczenie czerwonych linii, zastanowili się nad tym dwa razy – mówił kilka dni temu w wywiadzie dla czwartego programu radia BBC Hunt.
Tak się złożyło, że waszyngtoński apel Hunta padł w momencie, kiedy zagrożenie ze strony Rosji dało o sobie ponownie znać. Firma Microsoft, która od dawna ma dział zwalczający przestępczość internetową, poinformowała, że udało jej się zidentyfikować operację rosyjskich hakerów wymierzoną w związane z Partią Republikańską instytucje w Stanach Zjednoczonych, tj. Międzynarodowy Instytut Republikański czy Instytut Hudsona.
Operacja ta bardzo przypominała działania hakerów przy włamaniu na komputery Partii Demokratycznej i sztabu wyborczego Hillary Clinton w 2016 r. Sprawcy stworzyli więc niezwykle podobne do oryginałów witryny internetowe celem wyłudzenia od nieuważnych ofiar haseł dostępu do ich kont na prawdziwych serwisach. Mogliby w ten sposób „łowić” nie tylko pracowników tych instytucji, ale również republikański establishment, np. wysyłając fałszywe e-maile z prośbą o zarejestrowanie w związku np. z uruchomieniem nowego newslettera.
W kolejnym etapie mogliby próbować przejąć kontrolę nad komputerami swoich ofiar i poszukać tam wrażliwych materiałów – tak jak zostało to opisane w akcie oskarżenia kilkunastu pracowników rosyjskiego wywiadu, przedstawionym niedawno przez amerykański Departament Sprawiedliwości w związku z włamaniami na komputery demokratów.
Microsoft podał, że udało mu się usunąć wszystkie strony podszywające się pod oryginalne. Nałożenie sankcji przez Unię Europejską wymagałoby jednomyślności na forum Rady Europejskiej, na razie jednak taki wniosek nie został przez nikogo przedłożony.