"(W Syrii) osiągnięto zdolności rozwoju, testowania i produkowania broni chemicznej" - oświadczyła szefowa resortu obrony Francji. I zaznaczyła, że cel operacji sił koalicyjnych w Syrii "jest prosty: powstrzymać reżim od ponownego użycia broni chemicznej".
Minister poinformowała, że do ataków w Syrii Francja zmobilizowała fregaty wielozadaniowe w rejonie Morza Śródziemnego i myśliwce. "Fregaty wielozadaniowe, asekurowane przez okręty wsparcia, zostały rozmieszczone na Morzu Śródziemnym. W tym samym czasie rozpoczął się nalot z kilku lotnisk we Francji w celu dotarcia do wybrzeży Syrii" - oświadczyła Parly. Dodała, że "tymi różnymi środkami w sposób idealnie skoordynowany wystrzelono pociski manewrujące (...) w ścisłej synchronizacji z naszymi amerykańskimi i brytyjskimi sojusznikami".
Wskazała, że Rosja, która jest główną sojuszniczką prezydenta Syrii Baszara el-Asada w wojnie domowej w tym kraju, została poinformowana o nalotach, zanim do nich doszło.
"Nie szukamy konfrontacji i odrzucamy jakąkolwiek logikę eskalacji. To jest powód, dla którego my z naszymi sojusznikami upewniliśmy się, że Rosjanie zostali wcześniej ostrzeżeni" - powiedziała Parly dziennikarzom.
Szefowa francuskiego resortu obrony zabrała głos kilka godzin po tym, jak prezydent Emmanuel Macron nakazał interwencję wojskową w Syrii wraz ze Stanami Zjednoczonymi i Wielką Brytanią.
Połączone siły lotnictwa amerykańskiego, brytyjskiego i francuskiego przeprowadziły serię nalotów w Syrii w ramach akcji odwetowej za użycie broni chemicznej podczas ataku 7 kwietnia w mieście Duma we Wschodniej Gucie, na wschód od Damaszku, w którym zginęło ponad 60 osób. Operacja koalicji rozpoczęła się w sobotę o godz. 4 czasu lokalnego w Syrii (o godz. 3 w Polsce). Siły zbrojne USA podały, że celem bombardowań był wojskowy ośrodek naukowo-badawczy w Damaszku, zajmujący się technologią broni chemicznej oraz składy znajdujące się na zachód od miasta Hims.