Trump poinformował dziennikarzy, że prowadzi rozmowy z dowódcami sił zbrojnych USA i podejmie decyzję w sprawie tego, „kto jest odpowiedzialny za atak - czy jest to Rosja, czy prezydent Syrii Baszar el-Asad, czy Iran, czy wszyscy oni razem".
Już wcześniej prezydent oświadczył, że prezydent Asad słono zapłaci za ten atak.
Departament Stanu oznajmił, że region, w którym doszło do ataku chemicznego, jest miejscem operacji syryjskich sił rządowych. Poinformował też, że Waszyngton prowadzi konsultacje w tej sprawie z sojusznikami i wobec sprawców "zostaną wyciągnięte konsekwencje".
Szef Pentagonu Jim Mattis powiedział, że nie wyklucza żadnej odpowiedzi na atak chemiczny. Zapytany przez dziennikarzy, czy możliwy jest atak USA na chemiczne instalacje wojskowe w Syrii oraz czy wykluczyłby taką opcję, odparł: "teraz nie wykluczam niczego".
Wcześniej w poniedziałek szef rosyjskiej dyplomacji Rosji Siergiej Ławrow oświadczył, że doniesienia o przeprowadzeniu przez syryjskie siły rządowe ataku chemicznego we Wschodniej Gucie to prowokacja.
W poniedziałek w trybie pilnym zbierze się Rada Bezpieczeństwa ONZ, by zająć się doniesieniami o użyciu broni chemicznej w Syrii.