Zło przychodzi z zewnątrz. Ale wciąż panuje u nas spokój, bo szanujemy każdą religię – mówi Dima, mieszkaniec Mauritiusu.
Magazyn DGP 19.01.2018 / Dziennik Gazeta Prawna
Mieszkańcy tej wyspy wyznają trzy wielkie religie – chrześcijaństwo, islam oraz hinduizm. Jednak nigdy nie doszło między nimi do konfliktu na tle religijnym. W Port Louis, stolicy Mauritiusu, w promieniu zaledwie kilkuset metrów znajdują się meczet, katedra i świątynie hinduistyczne. A także chińskie pagody oraz buddyjskie stupy.
Przy drogach na południu kraju stoją kapliczki wznoszone przez chrześcijan, a niemal połowa domów na wyspie jest chroniona przez posągi hinduistycznych małp – wyjątkiem są posesje katolików (26 proc. ludności) i muzułmanów (17 proc.). A rastafarianie wychwalają Jah jaskrawymi kolorami swoich domostw i, tradycyjnie, paląc święte ziele, marihuanę.
Przy lotnisku w Port Louis wzniesiono kopiec z napisem: „Kochaj wszystkich, służ wszystkim”. A mieszkańcy wyspy powtarzają: „Żyjemy w pokoju, ponieważ respektujemy wyznania i zwyczaje naszych sąsiadów”.
Zgodnie obok siebie
I nie są to puste słowa. Choć każda społeczność ma własne sklepy, miejsca kultu czy szkoły, to ludzie ubrani w stroje: kolorowe – hinduskie, skromne – muzułmańskie, modne – europejskie, praktyczne – azjatyckie przeplatają się na zatłoczonych ulicach. Wspólnie budując swoje małe wyspiarskie państwo.
Maurytyjczycy mówią co najmniej trzema językami: francuskim, angielskim oraz rodzimym kreolskim. – Ten ostatni to nasz język ojczysty. Łączy nas niezależnie od tego, skąd pochodzimy i z jakiej jesteśmy kasty – mówi mi Vikash Sohodeb. Kreolski z Mauritiusu jest jedynie językiem mówionym (nie ma formy pisanej), to uproszczona wersja francuskiego z zapożyczeniami z angielskiego i języków indyjskich. Tak mocny wpływ subkontynentu na wyspie nie dziwi, bo ludność ponad 1,3-milionowego Mauritiusu w ok. 60 proc. pochodzi właśnie z Indii, stąd też obecna tu kastowość, choć struktura społecznych stanów jest tu o wiele mniej złożona. Indusi, w tym muzułmanie, którzy przybyli na wyspę, byli osadnikami, pierwszymi opłacanymi robotnikami po tym, jak brytyjskie władze wprowadziły tu w 1835 r. zakaz niewolnictwa. Pozostali mieszkańcy wyspy to Europejczycy, potomkowie kolonizatorów z Afryki – głównie z Mozambiku i Madagaskaru, niewolników sprowadzanych na plantacje trzciny cukrowej oraz Chińczyków – dawnych handlarzy.
Vikash jest moim przewodnikiem, na co dzień piosenkarzem. O czym śpiewa? Przede wszystkim o miłości, która nie zna granic. Sam dobrze wie o tym. Jego rodzina przynależy do średniej kasty, para się pracami rzemieślniczymi, a on dzięki ojcu taksówkarzowi „odziedziczył” licencję i możliwość wykonywania dobrze płatnego zajęcia. Jego żona pochodzi natomiast z wyższej kasty – jej rodzina długo sprzeciwiała się małżeństwu, ale młodzi w końcu postawili na swoim. Na Mauritiusie zarówno małżeństwa między osobami z różnych grup etnicznych, jak i te pomiędzy osobami z różnych kast wciąż nie są powszechnie akceptowane. Starsi mieszkańcy, zwłaszcza hinduiści i muzułmanie, uważają, że miłość przychodzi z czasem, po latach. A na pewno nie jest romantycznym zrywem serca, a związki powinny być aranżowane i budowane na zasadzie wspólnoty interesów rodzin.
Tradycja odgrywa tu wciąż istotną rolę. Jeszcze 15 lat temu widok kobiety prowadzącej samochód budził sensację. Dziś taka kobieta nie jest piętnowana, ale nadal budzi zdziwienie wśród starszego pokolenia. Środowisko pracy jest za to bardziej demokratyczne, tutaj przedstawiciele różnych kast i religii ze sobą współpracują. A polityka rządzi się swoimi prawami. Prezydentem Mauritiusu jest Ameenah Gurib-Fakim, muzułmanka i utytułowany naukowiec chemik, a premierem Pravind Jugnauth, hinduista, przedstawiciel wyższej kasty, która w relacjach prywatnych nie może kontaktować się z członkami kast niższych.
Słoń zabił diabła
Rozmawiając z mieszkańcami wyspy, często słyszę zdanie: „Zło przychodzi z zewnątrz”. Zło, czyli narkotyki, którymi zalewany jest Mauritius, przemoc, prostytucja, handel ludźmi, niepokoje społeczne. – Ale wciąż u nas panuje spokój, bo szanujemy każdą religię – podkreśla Dima, technik gastronomii.
Dima jest katolikiem i wyznawcą hinduizmu jednocześnie. Pytam, czy to możliwe? Czy nie ma w tych dwóch wyznaniach sprzeczności? Odpowiada, że nie. Tyle że nie wchodzi zbyt głęboko w dogmaty wiary. Modli się do Jezusa, ale święci oleje w hinduistycznych świątyniach, a raz do roku, pod koniec lutego, odbywa poprzedzoną miesięcznym postem pielgrzymkę (Mahaśiwaratri) do jeziora Ganga Talao, gdzie znajduje się posąg boga Śiwy – to najważniejsze hinduistyczne miejsce kultu na Mauritiusie. Krowy, których podobnie jak w Indiach jest tu mnóstwo, są według Dimy pośredniczkami w kontaktach z bóstwami. Dima wierzy też w reinkarnację duszy oraz w diabły. Jeden z demonów, podkreśla, został zabity przez Ganeśę, boga o postaci człowieka z głową słonia, syna Śiwy. To bardzo popularne bóstwo na Mauritiusie (także w Indiach), którego wyobrażenia znajdują się niemal wszędzie.
Vikash jest religijny. Przed każdą mijaną świątynią przystaje z szacunkiem, szepcząc słowa modlitwy. Z zapałem opowiada o hinduistycznych bóstwach i kanonie swoich wartości. Nalega na uczestniczenie w rytuale błogosławieństwa w świątyni Śiwy położonej nad jeziorem Ganga Talao. – To taka nasza święta rzeka Ganges, tyle że nie można zanurzyć się tu w wodzie, ona ma pozostać dziewicza – opowiada. Przed wejściem do świątyni zdejmujemy buty i z kagankami świec w dłoniach uczestniczymy w rytuale. Kapłani, recytując mantrę, z uśmiechem zapraszają do swojego kręgu. Zaskakuje ich otwartość. – Twoja religia nie jest przeszkodą, dopóki okazujesz szacunek – wyjaśnia Vikash.
On, podobnie jak Dima, garściami czerpie zwyczaje i rytuały z innych wyznań. Obchodzi Boże Narodzenie, ubiera choinkę i organizuje wspólną wieczerzę dla rodziny. Są nawet prezenty. – Tylko choinki mamy plastikowe, ale to piękny zwyczaj. Zupełnie jak nasze Diwali – podkreśla.
Na Mauritiusie obchodzone są też chrześcijańska Wielkanoc, hinduistyczne Ganeśćaturthi, Thaipusam, Gudi padwa, Holi, Makar sankranti, muzułmańskie Id al Fitr czy chiński Nowy Rok. Jednak najhuczniej celebrowane jest Diwali, święto światła, któremu towarzyszą pokazy sztucznych ogni. Sanskryckie słowo dipawali oznacza „rząd lamp” i nawiązuje do lampek oliwnych z wypalanej gliny, które są zapalane przed każdym domem na powitanie Lakszmi, bogini szczęścia i dobrobytu. Lampki symbolizują zwycięstwo światła nad ciemnością, dobra nad złem.
Zło przez mieszkańców wyspy opisywane jest trochę jak to z „Jądra ciemności”, powieści Josepha Conrada. Tam zło drzemało głęboko w dżungli, choć przyszło z zewnątrz wraz z europejskimi kolonizatorami, którzy – jak bohater powieści – ulegli pierwotnym instynktom, odkrywając w sobie nieznane wcześniej pokłady okrucieństwa. Podobnie na Mauritiusie zło utożsamiane jest z przybywającymi na wyspę ludźmi. Przed tym złem należy się chronić. Funkcję tę spełnia indyjska marynarka wojenna, która patroluje wody wokół Mauritiusa, zapewniając mu ochronę przed somalijskimi piratami czy zalewem nielegalnych imigrantów z Afryki, w tym z niedalekiego, pogrążonego w gospodarczym chaosie, Madagaskaru. Obcy nie mają prawa się tu osiedlać. Aby stać się obywatelem Mauritiusa, trzeba przywieźć ze sobą pokaźną kwotę (kilka milionów euro) i zainwestować ją na wyspie.
Mimo że Mauritius ma kolonialne doświadczenia – wyspa należała do Holandii, Francji i Wielkiej Brytanii – to jego mieszkańcy nie żałują tej przeszłości. Nie bez wpływu na takie postrzeganie historii ma rozwój gospodarczy kraju. – Wyspa jest jednym z najzamożniejszych, najszybciej rozwijających się oraz najlepiej zarządzanych państw kontynentu – wyjaśnia dr Jarosław Wieczorek z MFW. – Ten kraj wykonał ogromny skok, porzucając gospodarkę opartą na eksporcie trzciny cukrowej i tekstyliów na rzecz tej bazującej na usługach: turystyce oraz finansach. Ambicją Mauritiusa jest stać się regionalnym finansowym hubem. I to państwo jest na dobrej drodze, aby to osiągnąć.
Kolonializm wraz z całym swoim okrucieństwem jest tu już zatem tylko dalekim wspomnieniem. Z jedynym wyjątkiem – niezagojoną raną w sercu mieszkańców Mauritiusa jest dodo. Ten ptak nielot został wytrzebiony przez holenderskich osadników w XVI w. Dodo jest dziś wyrzutem sumienia. Jest obecny na wzorach tkanin, torebkach, a jego figurki można kupić niemal wszędzie. Kości dodo znajdują się w parkach krajobrazowych i muzeach w wielu częściach wyspy. „Tylko dodo żal” – mówią mieszkańcy Mauritiusa pytani o kolonizatorów z Europy. Był zbyt ufny, stając się łatwym celem polowań oraz łupem przywiezionych na wyspę świń i szczurów.
Recepty na pokój
Na pytanie o receptę zapewniającą pokojowe współżycie Maurytyjczyków mających tak odmienne pochodzenie i wierzenia otrzymuję bardzo różne odpowiedzi.
Ksiądz Albert podkreśla różnorodność kulturową, która w przypadku Mauritiusu jest jego bogactwem: – Gdybym obudził się któregoś ranka i jeden z elementów tworzących społeczność wyspy by zniknął, uważałbym to za katastrofę. Nie wyobrażam sobie życia bez Chińczyków, muzułmanów, hinduistów, Kreolów, Franko-Maurytyjczyków. Dla mnie oni tworzą moje człowieczeństwo.
– Nikt z nas nie wie, jak wygląda Bóg i jaki on jest. Wszystkie religie tworzą jego wyobrażenie. My szanujemy swoje wyobrażenia i wspólnie żyjemy. Czujemy się jednym narodem – odpowiada Vikash Sohodeb.
Od muzułmanina Mohameta, właściciela sklepu, uzyskałam odpowiedź bardziej metaforyczną. – Otwieramy drzwi i okna, pozwalając wejść do naszego domu wszystkim, którzy tego chcą, ale jednak pozostajemy sobą.
Trishia, pracownik urzędu nadzoru finansowego, przyczyny harmonijnego współżycia społecznego, widzi we względnie małych różnicach w dochodach w porównaniu z innymi krajami Afryki oraz publicznemu systemowi edukacji, który sprawił, że niemal wyeliminowano analfabetyzm. Nie bez znaczenia dla niej jest też silna pozycja państwa w gospodarce, która zapobiega powstawaniu warstwy oligarchów. Państwo, jak podkreśla, jest udziałowcem w wielu przedsiębiorstwach, m.in. w cukrowniach, gwarantując sobie fundusze na finansowanie inwestycji infrastrukturalnych.
Jak widać, na to samo pytanie odnośnie do recepty na pokój można uzyskać wiele różnych odpowiedzi. Nie oznacza to jednak, że któraś z nich jest bardziej lub mniej prawdziwa.