Świat polityki żyje historyczną decyzją Komisji Europejskiej. Inwestorzy nie wierzą jednak w sankcje wobec Polski i pozostają niewzruszeni.
Świat polityki żyje historyczną decyzją Komisji Europejskiej. Inwestorzy nie wierzą jednak w sankcje wobec Polski i pozostają niewzruszeni.
Kilka godzin po decyzji Komisji Europejskiej w sprawie art. 7 Andrzej Duda ogłosił, że podpisze ustawy o Sądzie Najwyższym i KRS. – Nikt nie miał wątpliwości, że prezydenckie projekty ustaw o SN i KRS to nie te same ustawy, z którymi mieliśmy do czynienia w lipcu. W tych ustawach są bardzo istotne różnice – mówił prezydent.
Wcześniej Komisja przekazała czwartą rekomendację dla Polski. Wezwano w niej rząd do zmiany wszystkich kluczowych ustaw dotyczących wymiaru sprawiedliwości, jakie zostały przyjęte. A raczej o ich wyzerowanie.
W ustawie o Sądzie Najwyższym KE chce zablokowania obniżenia wieku przejścia w stan spoczynku oraz zlikwidowania swobody decyzyjnej prezydenta w sprawie przedłużania kadencji takich sędziów. Domaga się też likwidacji wprowadzonego przez prezydenta rozwiązania dotyczącego skargi nadzwyczajnej. W kwestii KRS chce zmiany, by nie przerywała ona kadencji obecnych członków tej instytucji oraz by jej członków wybierali sędziowie, a nie posłowie. Z kolei w odniesieniu do ustawy o ustroju sądów powszechnych – korekty wieku emerytalnego oraz likwidacji uprawnień ministra sprawiedliwości do przedłużania kadencji sędziów oraz wyznaczania i odwoływania prezesów sądów.
Do tego dochodzi postulat publikacji orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego oraz „powstrzymania się od działań i oświadczeń publicznych, które podważają legitymację wymiaru sprawiedliwości”.
– Na 9 stycznia przewodniczący Juncker zaprosił do Brukseli premiera Morawieckiego i w tym spotkaniu premier będzie uczestniczył – mówi rzecznik rządu Joanna Kopcińska. Jest jednak niemal pewne, że korekta prawa zgodnie z życzeniami Komisji nie wchodzi w grę.
– Spór między Komisją a rządem wymaga wielkiej odpowiedzialności. Jesteśmy gotowi do rozmów i nie lekceważmy ewentualnego stwierdzenia zagrożeń. Ale trzeba budować, a nie niepotrzebnie obciążać nasze relacje, tym bardziej że Unia potrzebuje nas i my potrzebujemy Unii – mówi DGP rzecznik rządu Joanna Kopcińska. Wskazała, że część zastrzeżeń Komisji wobec lipcowych projektów ustawy o Sądzie Najwyższym i KRS autorstwa PiS została uwzględniona w projektach Andrzeja Dudy.
Opozycja zarzuca PiS nieodpowiedzialność.
– PiS się doigrał. Zapłacą wszyscy Polacy. Nawet jak Węgrzy, sojusznik Putina, nas obronią, to nasz głos i tak nie będzie słyszalny w UE. To nie tylko kwestia wizerunku, ale też możliwości wpływania na załatwianie konkretnych spraw, jak dyrektywa dotycząca pracowników delegowanych czy Nord Stream 2 – mówi Katarzyna Lubnauer. W podobnym duchu wypowiadali się też politycy PO. – To rzecz bez precedensu. Stawia nas w wyjątkowo trudnej sytuacji. Przy jakichkolwiek negocjacjach w sprawie polskich interesów będziemy traktowani jak kraj, który nie ma silnej pozycji negocjacyjnej – mówi DGP Sławomir Neumann z PO.
Uruchomienie przez KE wobec Polski art. 7 z unijnych traktatów nie odbiło się na notowaniach naszej waluty. Złoty wprawdzie nieco się osłabił, ale był to ruch umiarkowany. – Mają na to wpływ dwa czynniki; po pierwsze, decyzja była dobrze sygnalizowana i nie stanowi zaskoczenia. Po drugie, rynek ma świadomość, że ryzyko wprowadzania sankcji wobec Polski, które mogłoby mieć większy wpływ na kondycję polskiej gospodarki, pozostaje niskie – tłumaczy Wojciech Stępień, analityk Raiffeisen Bank.
Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego, zwraca uwagę, że wśród inwestorów panuje powszechne przekonanie, że Węgrzy, Rumuni, a być może także inni członkowie UE nie będą skłonni poprzeć sankcji na Polskę. Z decyzji KE problemu na razie nie robią też agencje ratingowe. Wskazują jednak, że jeśli w przyszłości konflikt z Brukselą przełoży się na zaufanie inwestorów, odbije się to na naszej wiarygodności kredytowej.
– Potencjalne negatywne skutki niepewności politycznej wywołanej konfliktem z UE są obecnie łagodzone przez silne fundamenty Polski, w tym silny popyt zewnętrzny, fundusze UE i poprawiającą się sytuację na rynku pracy – mówi DGP Dietmar Hornung, dyrektor zarządzający Moody’s. ⒸⓅ
OPINIA
Ostracyzm Polski w Unii Europejskiej nie wspomoże praworządności
Po miesiącach sporu i deliberacji Komisja Europejska zdecydowała o uruchomieniu procedury art. 7 wobec Polski, co może w ostateczności doprowadzić do odebrania Polsce prawa głosu w Radzie Europejskiej. Pozbawiona sojuszników Warszawa zależy teraz prawie wyłącznie od dobrej woli Budapesztu, który, mając własne problemy z praworządnością, obiecywał dotychczas, że zawetuje zastosowanie sankcji wobec Polski. Na innych partnerów w regionie, włącznie z resztą Grupy Wyszehradzkiej, Warszawa nie ma co liczyć. Tyle pozostaje z polityki regionalnego przywództwa, międzymorza i snach o potędze. Jest to niewątpliwie klęska polskiej dyplomacji, która doprowadziła do niemal totalnej izolacji kraju w UE.
Niestety, efekty tej decyzji poniosą wszyscy Polacy, nie tylko rząd, który zresztą może na ostracyzmie kraju nawet zyskać. Uruchomienie procedury art. 7 wobec Polski przez UE może bowiem mieć w istocie efekt odwrotny do zamierzonego. Jest bardzo wątpliwe, aby PiS wycofał się z ustaw niszczących praworządność i równowagę sił w Polsce pod groźbą sankcji Brukseli. Natomiast groźba sankcji raczej wzmocni determinację PiS i może nawet skutkować przyspieszeniem działań niszczących instytucje praworządności w Polsce. Krytyka Brukseli, wsparta przez Paryż i Berlin, doprowadzi do wzmocnienia postaw godnościowych w społeczeństwie i popularyzacji retoryki w stylu „nie będzie Niemiec pluć nam w twarz”, a Francuzów to my „uczyliśmy jeść widelcem”.
W każdym społeczeństwie zagrożonym sankcjami następuje efekt zwiększonego wsparcia nawet dla najbardziej opresyjnych rządów – wystarczy przyjrzeć się reakcji społeczeństwa rosyjskiego na zachodnie sankcje w odpowiedzi na aneksję Krymu. Sympatii Zachodowi one nie przysporzyły, o czym doskonale wiedziała rosyjska opozycja, prosząc o zniesienie sankcji. Byłem świadkiem apelu więźnia Putina, Michaiła Chodorkowskiego, który z wielką pasją namawiał zachodnich polityków do porzucenia karania Rosji. W stanie wojennym zarówno Solidarność na czele z Lechem Wałęsa, jak i otoczenie papieża Jana Pawła II, apelowały do USA i Zachodu o zniesienie sankcji, które osłabiały, a nie wspomagały wsparcie dla opozycji. To zresztą w rzeczywistości postawa jak najbardziej racjonalna. Sankcje godzą przecież w całe społeczeństwo, a najmniej we władzę, która, jak mawiał Jerzy Urban, i tak się wyżywi. Kuba czy Korea Północna żyją dziesięciolecia w warunkach sankcji, które raczej skonsolidowały opresyjne reżimy w tych krajach.
Do mrzonek należy zaliczyć nadzieję, że uruchomienie artykułu 7 może wzmocnić obóz demokratyczny w Polsce. Stanie się dokładnie odwrotnie. Opozycja jest postawiona przed bardzo niewygodnym wyborem – wsparcia sankcjonowania Polski w imię obrony słusznych zasad lub sprzeciwienia się działaniom, z których motywacją przecież się zgadza. Kończy się przybraniem postawy niejasnej i niewyrazistej, przy której PiS wygląda na partię zdecydowanie bardziej określoną.
Proeuropejskie nastawienie polskiego społeczeństwa też może ucierpieć. Dotychczas UE jawiła się Polakom jako źródło skoku cywilizacyjnego, który dokonał się po wstąpieniu do UE. Po uruchomieniu procedury art. 7 UE będzie widziana również jako surowy nauczyciel karcący niesforne dziecko. Zachodni partnerzy mają własne motywacje. Politykom daje to większą wyrazistość na scenie wewnętrznej. Jawią się jako obrońcy wartości i spójności UE. Te motywacje bywają partykularne, a czasami autentycznie ideowe. Dbałość o przetrwanie państwa prawa i demokracji w Polsce raczej im nie przyświeca. Niestety w działaniach naszych zachodnich partnerów brakuje jak dotychczas programu pozytywnego, który wymagałby zdecydowanie większej uwagi i zaangażowania. ⒸⓅ
ROZMOWA
Komisja zderzy się ze ścianą
Jak pan ocenia wniosek Komisji w sprawie otwarcia procedury opisanej art. 7?
Samo postępowanie jest złe. Komisja nadinterpretuje swoje kompetencje i prawo europejskie. Jej działanie jest bezprawne, a Polska nie narusza unijnych reguł. Natomiast z dwojga złego, jeśli zamierzają kontynuować nagonkę na Polskę, lepsze jest rozstrzygnięcie zgodnie z art. 7, co się nieuchronnie zakończy porażką Komisji. W Radzie nie będzie jednomyślności, by uznać, że naruszyliśmy art. 2. Lepsze to niż grillowanie bez końca Polski przez Komisję, co nam przeszkadza i niszczy nasz wizerunek. Cytując Kmicica: „Kończ waść, wstydu oszczędź”.
Przepisy dotyczące Trybunału Konstytucyjnego i sądów zostały w ciągu dwóch lat bardzo zmienione i duży wpływ na te instytucje uzyskała większość rządowa. Nie mamy powodu, by uderzyć się w piersi?
Nie. Ustrój sądów nie jest kompetencją UE. Podobnie jak wiek emerytalny sędziów. To jest wyraźnie zapisane w traktatach. Komisja uzurpuje sobie kompetencje i falandyzuje prawo z przyczyn całkiem innych, niż podaje. Nie chodzi o prawo czy wartości, lecz interesy polityczno-gospodarcze.
Jakie według pana są motywy działań Komisji?
Wspomniane interesy. W takich okolicznościach dużo łatwiej kontrować Polski sprzeciw w sprawie Nord Streamu lub skłaniać Polskę do kupowania określonej broni lub ją zawstydzać, że określonej broni nie kupuje itd. Polska emancypuje się, ma własne zdanie. Postawienie jej do kąta w takich okolicznościach służy interesom wielkich graczy w UE. Komisja wykonuje ich życzenia. Ważne jest, kto dominuje. Jeśli zsumuje pan komisarzy lewicowych i liberalnych, będzie pana miał odpowiedź na swoje pytanie. Oni stanowią większość.
Jakie będą efekty działań Komisji?
Będzie lub nie większość czterech piątych w pierwszym kroku procedury opisanej art. 7. To wcale nie jest przesądzone, bo w Parlamencie Europejskim nie udało się zebrać wymaganej większości, by przygotować wniosek do Rady identyczny jak Komisja. Ale nawet jeśli uda się zebrać większość 22 państw w UE, by procedurę rozpocząć, to nie będzie jednomyślności, by uznać, że Polska naruszyła art. 2. Ta sprawa wyląduje w koszu i w tych złych okolicznościach to najlepsza rzecz, jaka może się wydarzyć.
Jesteśmy pewni, że nie będzie jednomyślności? Polska polityka pokazała ostatnio, że rzeczy niemożliwe się zdarzają.
Nie będzie, bo jeśli to uda się z Polską – taką procedurą zagrożone są następne kraje. W ich interesie nie jest tworzenie precedensu. Dlatego jestem pewien, że w tej sprawie będziemy mieli poparcie nie tylko Węgier, choć nie będę spekulował, kto to może jeszcze być. Na pewno Komisja zderzy się ze ścianą.
/>
/>
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama