Mimo republikańskiej większości w Kongresie prezydent nie zdołał spełnić głównych obietnic
POLITYKA
Patrząc na poziom aprobaty Amerykanów dla działań Donalda Trumpa, dorobek legislacyjny, stan realizacji obietnic z kampanii i toczące się śledztwa, trudno uznać, że rok, który mija od wygranych przez niego wyborów, był sukcesem. Z drugiej strony część najgorszych obaw związanych z tą prezydenturą się nie potwierdziła, a poza tym Trumpa do pewnego stopnia broni gospodarka.
Oprócz szybko rozwijającej się gospodarki (o której obok), co jest z amerykańskiego punktu widzenia kluczowe, oczywistych sukcesów na koncie 45. prezydenta Stanów Zjednoczonych nie ma zbyt wielu. Za połowiczne można uznać zmuszenie europejskich członków NATO do poważniejszego traktowania sojuszniczych zobowiązań i zwiększania wydatków na obronność, skłonienie Chin do zwiększenia presji na Koreę Północną (choć nie przełożyło się to jeszcze na zasadniczy cel, jakim jest rezygnacja przez reżim w Pjongjangu z broni jądrowej) oraz pokazanie Rosji, że USA nie zostawiają jej wolnej ręki w Syrii, czego za czasów Baracka Obamy nie było widać. Na plus Trumpowi można też zaliczyć sprawną i skoordynowaną akcję ratunkową podczas huraganów Harvey oraz Irma.
Z pewnością jego wyborcy liczyli, że więcej ze złożonych obietnic zostanie zrealizowanych, zwłaszcza że prezydent ma republikańską większość w obu izbach Kongresu, zatem ustawy powinny przechodzić w miarę łatwo. Tymczasem sztandarowa zapowiedź Trumpa – likwidacja wprowadzonego przez Obamę systemu opieki zdrowotnej, tzw. Obamacare – nie została spełniona, bo republikanie sami ze sobą nie mogą ustalić, czym ją zastąpić. Reforma podatkowa polegająca na obniżeniu stawek i uproszczeniu systemu dopiero trafiła do Kongresu. Trump zgodnie z obietnicą podpisał rozporządzenie o budowie muru na granicy z Meksykiem, ale ponieważ Kongres nie dał na to pieniędzy, sprawa jest zawieszona.
Wypowiedział umowę o Partnerstwie Transpacyficznym (TPP) i doprowadził do renegocjacji umowy o wolnym handlu z Kanadą i Meksykiem (NAFTA), a także wycofał USA z paryskiego porozumienia klimatycznego, choć wątpliwe, czy pierwsze dwie sprawy okażą się korzystne dla USA. Zaś jeśli chodzi o trzecią, to z punktu widzenia całego świata lepiej by było, gdyby tej obietnicy Trump nie dotrzymał.
Po stronie porażek trzeba zapisać jeszcze dwie sprawy – będące efektem polityki izolacjonizmu oddawanie przez USA pola innym krajom (to widoczne zwłaszcza w regionie Azji i Pacyfiku, gdzie w to miejsce wchodzą Chiny) oraz ciągnące się dochodzenia w sprawie domniemanych rosyjskich wpływów w kampanii. Nawet jeśli okaże się, że sam Trump nie miał z tym nic wspólnego, to nominowanie na ważne stanowiska osób uwikłanych w kontakty z Rosją (np. były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Michael Flynn) mocno go obciąża. Podobnie fatalne wrażenie sprawiają próby wpływania na śledztwo w tej sprawie. Ale trzeba też pamiętać, że po wyborze Trumpa były wysuwane obawy, iż będzie próbował ułożyć się z Rosją, ale nawet władze na Kremlu straciły na to nadzieję. ⒸⓅ