To, co mieli posłowie PiS-u to była jakaś notatka - powiedział w środę członek komisji śledczej ds. Amber Gold Krzysztof Brejza (PO). Obydwa stenogramy pochodzą z ABW - twierdzi z kolei Witold Zembaczyński (Nowoczesna).

Podczas środowego przesłuchania przed komisją b. doradcy zarządu Amber Gold Emila Marata wyszły na jaw rozbieżności w stenogramach z podsłuchów P. Zauważone rozbieżności spowodowały, że komisja przełożyła zaplanowane na środowe popołudnie przesłuchanie kolejnego ze świadków - Pawła Kunachowicza. Przesłuchanie to ma odbyć się 11 października. Komisja wystąpi z wnioskami do ABW i prokuratury o wyjaśnienie tych sprzeczności oraz ustalenie właściwego zapisu rozmów.

"Dzisiaj posłowie PiS próbowali kontynuować tezę zupełnie nieprawdziwą, że - w domyśle - Donald Tusk ostrzegł Marcina P. o akcji ABW. Niestety wszyscy członkowie posiłkowali się jakimś dziwnym dokumentem. Mam nadzieję, że komisja wyjaśni, co to jest za dokument, który nie wiadomo skąd pochodzi. Stenogram mówi co innego" - powiedział w Polskim Radiu 24 członek komisji śledczej ds. Amber Gold Krzysztof Brejza (PO).

Poseł PO podkreśla, że wszyscy członkowie komisji dysponują tymi samymi stenogramami i nie wie skąd pochodziły dokumety, w oparciu o które posłowie PiS zadawali pytania świadkowi. "To, co mieli posłowie PiS-u to była jakaś notatka" - powiedział.

Inny członek komisji śledczej Witold Zembaczyński (Nowoczesna) uważa, że stenogramy nie budzą żadnych wątpliwości. "Chcę sprostować półprawdę: obydwa stenogramy pochodzą z naszego materiału dowodowego. Jeden został wytworzony na potrzeby prac wewnętrznych Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a drugi na potrzeby postępowania przygotowawczego w prokuraturze" - podkreślił poseł Nowoczesnej.

Jak dodał, prace w komisji nie budzą zastrzeżeń. "Nie słyszałem dzisiaj na komisji ani razu nazwiska Donald Tusk. Zadawałem pytania w oparciu o stenogramy - obydwa wytworzone przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. To, co jest problemem tego materiału dowodowego, to fakt, że jedna rozmowa telefoniczna pomiędzy Marcinem P., a Emilem Maratem posiada dwie karnacje w postaci stenogramu, w którym raz jedną frazę rzekomo wypowiada pan Marat, a drugi raz jest ona w ustach Marcina P. Jest to kluczowy dowód i musimy się dowiedzieć jaki jest kontekst tej rozmowy. Ale trzeba mieć szczerą chęć wyjaśnienia tej rozmowy, a niestety bardzo często jest to przykrywane przez bieżący spór polityczny między dwoma przeciwległymi obozami, Platformą i PiS-em" - podkreślił Zembaczyński.