Pierwsze ofiary śmiertelne i ponad milion osób bez prądu – to skutki uderzenia Irmy, która wczoraj dotarła nad Florydę. Służby ratownicze zapowiedziały, że dopóki wiatr nie ustanie, nie będą w stanie nikomu pomóc.
Zniszczeń dokonuje nie tylko wiejący z prędkością 200 kilometrów na godzinę wiatr, ale również towarzyszące huraganowi powodzie. – Poziom wód może się podnieść o nawet 2–4 metry. To wystarczająco dużo, żeby zatopić wasz dom – przestrzegał gubernator Florydy Rick Scott, który przez ostatni tydzień starał się komunikować mieszkańcom zagrożenia niesione przez Irmę za pomocą prostych, przemawiających do wyobraźni porównań.
Władze stanu zarządziły ewakuację prawie 6 mln osób (z 36 mln mieszkańców). Aby ułatwić wyjazd z zagrożonych huraganem obszarów, zniesiono nawet opłaty za korzystanie z dróg. Nasza dziennikarka Patrycja Otto donosi z Miami, że już w piątek w sklepach zaczęło brakować gotowych dań i wody butelkowanej. – W czwartek większość sklepów była zabita deskami, a pas nadmorski opustoszały. Ludzie na dobre wzięli się do zabezpieczania domów – opisuje. Problemy mieli też turyści, których loty zostały odwołane. Przewoźnicy odmawiali bowiem zapewnienia im noclegu.
Efekty masowej ewakuacji widać było wczoraj podczas transmisji na żywo z Florydy prowadzonych przez amerykańskie stacje telewizyjne. Na ulicach nie było żywego ducha, a w oknach budynków – świateł. Kto się nie ewakuował, otrzymał polecenie ukrycia się w domu. Służby ratunkowe jeszcze przed uderzeniem huraganu poinformowały mieszkańców, że w razie wypadku nie będą w stanie zaoferować pomocy nikomu, dopóki wiatr nie uspokoi się na tyle, aby bezpiecznie można było opuścić schronienie.
Logikę służb ratowniczych można zrozumieć, oglądając zdjęcia z karaibskich wysp, przez które przetoczyła się Irma. Fotografie lotnicze z Brytyjskich lub Amerykańskich Wysp Dziewiczych pokazują zniszczony krajobraz przypominający plener apokaliptycznego filmu – brak zieleni, kompletnie zniszczone domy. Tamtejsze władze już zabrały się do szacowania strat; późnym popołudniem czasu polskiego było już wiadomo, że Irma pozbawiła na Karaibach życia przynajmniej 30 osób.
Milion bez prądu
Huragan dotarł nad Florydę wczoraj ok. godz. 14 czasu polskiego. Irma uderzyła najpierw we Florida Keys – pasmo wysepek na południowym krańcu stanu połączone ze stałym lądem malowniczą, nadmorską estakadą, gdzie James Cameron kręcił „Prawdziwe kłamstwa”. Huragan kompletnie zdewastował sieć elektroenergetyczną na wyspach. Jak donosiła lokalna firma dostarczająca prąd, bez zasilania zostali wszyscy klienci. Łącznie na samej Florydzie bez elektryczności jest ponad milion osób.
Prognozy z późnego popołudnia wskazują, że na trasie huraganu znajdzie się zatoka Tampa – region metropolitarny na zachodnim wybrzeżu Florydy, zamieszkany przez 3 mln osób. Lokalne władze wydały polecenie częściowej ewakuacji obowiązujące mieszkańców strefy przybrzeżnej, dla których miasto przygotowało miejsca noclegowe w szkołach na oddalonych od zatoki terenach. Huragan dotrze tam w nocy czasu polskiego, w związku z czym skalę zniszczeń zaczniemy poznawać dopiero rano.
Dobra wiadomość jest taka, że huragan po drodze do aglomeracji osłabnie i jego siła osiągnie trzy stopnie w skali Saffira-Simpsona (a nie cztery, jak podczas przejścia przez Florida Keys, czy wcześniejsze pięć). Irma opuści granice Florydy i dotrze do leżącej na północ Georgii prawdopodobnie późnym popołudniem czasu polskiego.
Szkody, jakie wyrządzi, to również problem dla władz federalnych. Politycy w Waszyngtonie dopiero co uchwalili specjalny pakiet ratunkowy, który zapewni wsparcie dla terenów dotkniętych przez huragan Harvey w wysokości 8 mld dol.
Andrew zmienił budownictwo
Ostatni tak silny huragan, który nawiedził Florydę – Andrew w 1992 r. – zniszczył 63 tys. domów i spowodował 47,8 mld dol. strat. Gdyby żywioł o podobnej mocy uderzył dziś w tym samym miejscu, koszty mogłyby przekroczyć 100 mld dol. – szacują analitycy firmy ubezpieczeniowej Swiss Re.
Przyczyna tego stanu rzeczy jest prosta. Od początku lat 90. w centralnej i na południowej Florydzie osiedliło się 6 mln osób. Przykładem jest chociażby leżące na wschód od Miami miasto Miami Beach, którego wybrzeże naszpikowane jest wielopiętrowym budownictwem mieszczącym apartamenty z widokiem na morze.
Po doświadczeniach z Andrew – który był tak niszczycielski, że meteorolodzy przestali używać tego imienia do nazywania huraganów – władze stanowe wprowadziły do kodeksu budowlanego wiele zapisów, które miały uczynić budownictwo na Florydzie odpornym na uderzenie podobnego żywiołu. Obowiązkowe są więc wzmocnione okna, a także dachy o silniejszej konstrukcji. Nowelizacje przepisów wprowadziły również nakaz wyposażenia w generatory do wytwarzania energii elektrycznej stacji benzynowych i supermarketów, aby mogły szybciej wznawiać działalność po przejściu huraganu.
Problem polega na tym, że większość domów na Florydzie – w tym w szczególnie narażonych na huragany południowej i centralnej części stanu – zostało zbudowanych, zanim przepisy weszły w życie. W niektórych hrabstwach zaledwie jedna czwarta budynków mieszkaniowych powstała zgodnie z nowymi, bardziej wymagającymi normami.
Irma może trafić do pierwszej piątki najbardziej niszczycielskich huraganów w historii USA. Niechlubną listę otwiera huragan Katrina, który w 2005 r. spustoszył Nowy Orlean i okolice, powodując straty w wysokości 160 mld dol. Drugie miejsce przypada huraganowi Sandy, który w 2012 r. nawiedził północną część Wschodniego Wybrzeża USA (w tym Nowy Jork). Żywioł pozostawił po sobie straty szacowane na ok. 70 mld dol. Na najlepszej drodze do zepchnięcia Sandy na trzecie miejsce jest Harvey, który niedawno spustoszył Teksas i którego pełne koszty nie są jeszcze znane.
Gdzieś w pobliżu tych trzech huraganów uplasuje się pod względem kosztów również i Irma.
Współpraca Patrycja Otto