Przedwojenny żydowski uczony i publicysta Hillel Seidman przetrwał Holokaust dzięki swojej przyjaciółce i paragwajskiemu paszportowi.
„Rozpętały się wokół nas niszczycielskie fale nienawiści. Prą one z niepohamowaną, demoniczną siłą. Burzą wszelkie tamy etyki i moralności. Uprzątają wszelkie zapory uczciwości i – prawdy. A z czarnych czeluści nienawiści, z przepastnych odmętów ciemnoty wypływają na wierzch brudne piany jadowitych wytworów obskurnych umysłów: oszczerstwa, potwarze, fałsze, kłamstwa” – pisał w 1937 r. w „Przysiędze w prawie żydowskim” Hillel Seidman. Tekst był skierowany do endeckich polemistów, których określał ironicznie „żydoznawcami”. Najpewniej nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo wyprzedza nim swój czas.
Urodzony w 1915 r. w Skałacie na Tarnopolszczyźnie Seidman cudem przeżył Holokaust. Jego losy to apoteoza przypadku. Historia intelektualisty, który musiał uczyć się żyć w złym czasie. Po ataku Niemiec na Polskę z dnia na dzień doskonale wykształcony przedstawiciel ułożonego mieszczaństwa musiał nauczyć się żyć w świecie, w którym przyjdzie mu pisać grypsy szmuglowane w papierosach. Funkcjonować jak przedwojenny apasz, a nie znawca Talmudu.
Seidman przed wojną poświęcił się studiom nad nim. Na jednym ze zdjęć w autobiograficznym „Dos togbuch fun warszewer geto” („Dziennik z getta warszawskiego”) pozuje ze swoim ojcem Abrahamem i dziadkiem Israelem, którzy równocześnie byli jego pierwszymi nauczycielami. Był absolwentem Instytutu Studiów Żydowskich na Uniwersytecie Warszawskim, na którym w czerwcu 1939 r. obronił doktorat. Aktywnie działał w ortodoksyjnej organizacji Agudat Israel. Na krótko przed wojną był jednym z najmłodszych warszawskich radnych. W latach 30. tworzył grupę najbardziej rozpoznawalnych publicystów żydowskich, publikujących na łamach „Dos Jidisze Togbłat” i „Chwili”.
Przed i w czasie wojny pracował w archiwum gminy żydowskiej. Jak piszą w przedmowie do angielskiego wydania „Dos togbuch...” członkowie jego rodziny, fikcyjnie zatrudniał Żydów z getta, co pomagało im ratować się przed wywózką do Treblinki. Dzięki temu udało się ocalić jego przyjaciółkę Gutę Eisenzweig i rabina Berisza Ehrlicha. Jako pracownik archiwum miał prawo przechodzić na stronę aryjską. Seidman wspomina w „Dos togbuch...”, że wiedział o listach z getta do mieszkającego w Szwajcarii Israela Chaima Eissa. On i polscy dyplomaci kierowani przez posła RP w Bernie Aleksandra Ładosia organizowali latynoamerykańskie paszporty dla Żydów.
Z getta dzięki paragwajskiemu dokumentowi, wystawionemu na nazwisko Szyi Eisenzweig, ojca Guty, trafił do obozu dla internowanych we francuskim Vittel. Gdy latem 1943 r. państwa Ameryki Łacińskiej odmówiły uznania wydawanych w Szwajcarii paszportów, Niemcy zaczęli wywozić ich posiadaczy do Auschwitz. Seidmanowi, Gucie i jej matce udało się ukryć na terenie obozu. I przeżyć jako jednym z niewielu żydowskich obywateli państw Ameryki Łacińskiej. Po wyzwoleniu obozu Seidman założył w Paryżu biuro Agudat Israel. Wszedł w skład rządu nowo powstałego państwa Izrael, w latach 1950–1951 zajmował stanowisko wiceministra ds. społecznych. Po wyjeździe do USA zajął się publicystyką. Zmarł w 1995 r. w Nowym Jorku.
Jego dziennik wzbudza kontrowersje. Bernard Mark, dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego, autor pierwszej powojennej monografii powstania w getcie warszawskim, stwierdził, że jest on „pełny fantazji i nieprawdziwych faktów”. Zwolennicy Seidmana przypisują te zarzuty niechęci komunistycznych autorów do oddania sprawiedliwości ortodoksyjnym Żydom i organizacjom rabinackim. „W wielu miejscach Seidman wyolbrzymia swoją rolę, natomiast działania, w których niewątpliwie uczestniczył, przemilcza. My nie dyskwalifikujemy jednak całości tego tekstu” – piszą w książce „Bohaterowie, hochsztaplerzy, opisywacze” badacze Holokaustu Dariusz Libionka i Laurence Weinbaum.