Programy wyborcze obu głównych kandydatów na urząd prezydenta były hasłowe, a oni sami nie szczędzili szczodrych obietnic bez pokrycia.
– Mamy obecnie dwie Francje. Wschód zaufał antyeuropejskiej, antyimigracyjnej retoryce Le Pen, zachód i duże miasta zagłosowały za proeuropejskim Macronem – narzeka Yves-Marie Cann z instytutu badań opinii Elabe. Narracja zwycięzców pierwszej tury oparła się na podziale wyborców na dwie nieprzyjazne grupy. Tych, którzy chcą jeszcze bardziej socjalnego państwa, gwarantującego obywatelom zatrudnienie i chroniącego ich przed islamizacją i skutkami dzikiej globalizacji, co obiecywała Marine Le Pen. Oraz tych, którym się udało; beneficjentów nowych technologii i zwolenników umiarkowanej konkurencyjności i wielokulturowej Europy, otwartej na międzynarodowy handel, na których postawił Emmanuel Macron.
Oboje podczas kampanii unikali jednak trudnych tematów. W debatach nie rozmawiano o tym, jak zredukować zadłużenie czy zmniejszyć rekordowo wysoki dług publiczny (97 proc. PKB). Politycy zapowiadali zmniejszenie 10-proc. bezrobocia, ale nie zaproponowali likwidacji barier protekcjonistycznych na rynku pracy, który jest jednym z najmniej elastycznych w Europie. Proponowali zaostrzenie walki z terroryzmem, a w sferze ekonomicznej różne odmiany protekcjonizmu, aby zwiększyć siłę nabywczą gospodarstw domowych. Nawet lewicowo-liberalny Macron nie chciał całkowicie wolnej konkurencji gospodarczej.
Jego program miał wiele wewnętrznych sprzeczności. Z jednej strony proponował obniżenie podatków od przedsiębiorstw, z drugiej, odpowiadając na społeczne oczekiwania, objęcie ubezpieczeniem i zasiłkiem dla bezrobotnych wszystkich grup społecznych, które do tej pory nie wpłacały składek do państwowej kasy, w tym samozatrudnionych, rolników, artystów i rzemieślników. Macron planował obniżkę składek na ubezpieczenia społeczne, a tym samym obniżenie kosztów pracy, a Le Pen chciała obniżyć stawki PIT. Polityk En Marche! obiecał likwidację podatku od zamieszkania zasilającego samorządy oraz podatku od fortun, jak również rezygnację z przywilejów emerytalnych. Macron chciał utrzymać wiek emerytalny na poziomie 62 lat, a Le Pen postulowała jego obniżenie do 60 lat.
Macron chce zaoszczędzić 60 mld euro w ciągu swojej 5-letniej kadencji przy jednoczesnym zatrudnieniu dodatkowych 10 tys. policjantów i żandarmów (Le Pen: 15 tys.) i stworzeniu 15 tys. miejsc w więzieniach (Le Pen licytuje do 40 tys.). Lider En Marche! obiecał podwyżki dla nauczycieli oraz wyższe refundacje leków, protez i rehabilitacji przy jednoczesnym zredukowaniu kosztów funkcjonowania francuskiej służby zdrowia. Zarówno Macron, jak i Le Pen chcą inwestować w kulturę, naukę oraz innowacje oraz podwyższyć wydatki na obronę do 2 proc. PKB.
Z kolei liderka FN chciałaby nałożyć 3-proc. podatek na produkty importowane do Francji oraz wprowadzić dodatkowe opodatkowanie pracujących we Francji cudzoziemców. Dochód z niego byłby przeznaczany na zasiłki dla francuskich bezrobotnych. Le Pen postulowała 20-krotną redukcję liczby przyjmowanych imigrantów z 200 tys. osób rocznie do 10 tys. Nawet gdyby zwycięzca znalazł pieniądze na sfinansowanie spełnienia swoich obietnic, wiele zależy jeszcze od parlamentu, który wyłoni się po czerwcowej elekcji.