Fala represji dla opozycjonistów może skłonić Zachód do przywrócenia sankcji przeciwko władzom w Mińsku. Sąd odwiesił w piątek wyrok dwóch lat więzienia dla Zmiciera Palijenki, aktywisty rowerowej Masy Krytycznej. To tylko przedsmak tego, co czeka niezależne od władz środowiska w bliskiej przyszłości.
Wkrótce rozpocznie się proces ok. 20 osób oskarżonych o zamiar organizacji zamieszek. Tymczasem jednym z warunków normalizacji relacji Białorusi z Zachodem jest brak więźniów politycznych.
Problemy Palijenki zaczęły się w marcu 2016 r. podczas tradycyjnego przejazdu rowerzystów przez Mińsk. Masa Krytyczna nie była zgłoszona władzom miasta. Milicja najpierw wezwała kilkudziesięciu uczestników do zjechania z ulicy na chodnik, a gdy część nie podporządkowała się żądaniu, radiowóz staranował jednego z nich. Rowerzyści próbowali nawzajem ratować się przed zatrzymaniem; doszło do przepychanek. W efekcie Palijenka usłyszał wyrok dwóch lat w zawieszeniu za użycie siły lub groźbę jej użycia wobec funkcjonariusza milicji oraz za rozpowszechnianie pornografii, która miała zostać znaleziona w jego komputerze.
Gdy zimą tego roku zaczęły się protesty, cyklista aktywnie się w nie włączył. Białorusini wyszli wtedy na ulice przeciwko podatkowi od braku dochodu oraz – niezależnie – przeciwko budowie biurowca w podmińskich Kuropatach, w pobliżu masowych grobów ofiar stalinizmu. Gdy władze zmieniły taktykę i zaczęły stosować represje wobec manifestantów, Palijenka dwukrotnie trafił do aresztu, co stało się podstawą do odwieszenia ubiegłorocznego wyroku. Wkrótce najpewniej podobnych przypadków będzie więcej.
Według broniącej praw człowieka organizacji Wiosna, zarzut planowania zamieszek usłyszało już 18 osób, przy czym lista może być niepełna. Prasa opozycyjna nazwała szykujący się proces sprawą patriotów, ponieważ wśród oskarżonych są dawni członkowie nieistniejącej już nacjonalistycznej organizacji Biały Legion. Jej działalność wygasła na początku lat 2000. Część aktywistów zajęła się organizacją pod Bobrujskiem oficjalnie zarejestrowanych paramilitarno-sportowych, letnich obozów młodzieżowych „Patryjot” (patriota). Inni trafili do wojska albo biznesu. Obława na dawnych legionistów rozpoczęła się, gdy prezydent Alaksandr Łukaszenka oświadczył, że w obozach na Ukrainie oraz w Polsce lub na Litwie są szykowani bojownicy do przeprowadzenia prowokacji z użyciem broni. Wkrótce wśród zatrzymanych znaleźli się dawny lider BL Mirasłau Łazouski i dyrektor obozu „Patryjot” Mikałaj Michalkou. Władze nie przedstawiły dowodów na ekstremistyczny charakter ich działalności. A Kijów zażądał od Mińska wyjaśnienia słów, jakoby z Ukrainy przenikali na Białoruś uzbrojeni bojówkarze z przeszłością w oddziałach walczących na Zagłębiu Donieckim.
Zarzut przygotowywania zamieszek usłyszał też szef Młodego Frontu Zmicier Daszkiewicz, najbardziej charyzmatyczny lider młodego pokolenia, który jednak z działalnością Białego Legionu nie miał nic wspólnego. W lutym Daszkiewicz nieformalnie stanął na czele protestów w Kuropatach. Mężczyzna w świetle białoruskiego prawa jest recydywistą; w przeszłości odsiedział już dwa wyroki polityczne, które usłyszał po wyborach w 2006 i 2010 r. Pierwszy za działalność w imieniu niezarejestrowanej organizacji (Młody Front ma rejestrację w Czechach), drugi – za organizację zamieszek, jak określono powyborcze protesty opozycji.
Obrońcy praw człowieka nie mają wątpliwości, że po ewentualnym skazaniu wszyscy ci ludzie otrzymają status więźniów politycznych. Tymczasem ich uwolnienie przed wyborami prezydenckimi w 2015 r. było jednym z warunków zniesienia większości zachodnich sankcji wobec Białorusi, poza embargiem na dostawy broni oraz zakazem wjazdu dla osób, które według Brukseli są odpowiedzialne za zaginięcie czterech opozycjonistów w latach 1999–2000.
W ocenie politologa Alaksandra Kłaskouskiego, władze mają nadzieję, że ze względu na nacjonalistyczną ideologię wyznawaną przez oskarżonych zachodnie instytucje i obrońcy praw człowieka zawahają się przed uznaniem ich za więźniów sumienia. Zwłaszcza że reakcja Brukseli na pacyfikację protestu 25 marca była ostrożna. Ale z większości wypowiedzi polityków wynikało, że „czerwoną linią” będzie pojawienie się więźniów politycznych. „Poprawa stosunków między UE a Białorusią zależy od spełnienia warunków wstępnych, do których należą: wyraźne zwiększenie wolności słowa i wolności mediów, przestrzeganie praw politycznych zarówno zwykłych obywateli, jak i działaczy opozycji, a także poszanowanie zasad państwa prawa i praw podstawowych” – czytamy w czwartkowej rezolucji Parlamentu Europejskiego.