B. premier Donald Tusk uczulał mnie, abym nie ulegał presji jakichkolwiek polityków ws. zakupu budynku dla gdańskiego sądu okręgowego - mówił podczas czwartkowego przesłuchania przed komisją śledczą minister sprawiedliwości w rządzie PO-PSL Jarosław Gowin.

Odpowiadając na pytania, Gowin stwierdził, że nie było powodu, by sądzić, iż Tusk kiedykolwiek patrzył przez palce na korupcyjny styk polityki i biznesu. Jako przykład podał jego przestrogi w sprawie dotyczącej zakupu budynku dla gdańskiego sądu okręgowego.

"Premier Tusk wielokrotnie przestrzegał nas przed związkami polityki i biznesu. Również w stosunku do mnie używał takich przestróg, raczej przyjacielskich, przyjacielskich - za dużo powiedziane, życzliwych rad" - sprecyzował Gowin, dodając, że między nimi była "szorstka przyjaźń".

"Chodziło też o sprawę związaną z wymiarem sprawiedliwości w Trójmieście, czyli o zakup budynku Sądu Okręgowego w Gdańsku. Tam premier Tusk bardzo otwarcie mówił mi, że niepokoją go związki między jednym z deweloperów a niektórymi politykami Platformy i zalecał mi zachowanie szczególnej ostrożności przy zakupie tego budynku" - mówił Gowin.

Rozwijając ten wątek, tłumaczył, że za czasów wcześniejszego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego doszło do wynajęcia budynku zaprojektowanego przez jednego z gdańskich deweloperów dokładnie pod potrzeby sądu. "Można domniemywać, że ten deweloper miał pewność, a w każdym razie uważał, że budynek zostanie przez sąd wynajęty" - stwierdził Gowin.

Jak dodał, gdy ministrem sprawiedliwości został Krzysztof Kwiatkowski zaczął on sprowadzać warunki tego najmu i okazało się, że są one bardzo niekorzystne. W efekcie - jak mówił Gowin - Kwiatkowski podjął decyzję o próbie zmiany tych warunków poprzez kupno tego budynku. Cena, jaką zażądał deweloper, wynosiła 220 mln zł. "Na tym sprawa za czasów kadencji ministra Kwiatkowskiego zakończyła się i została przekazana mnie" - wskazał Gowin.

Dodał, że po objęciu funkcji szefa resortu sprawiedliwości o sprawie budynku poinformował Tuska, który ostrzegał go, "bardzo uczulał mnie na to, abym nie ulegał presji jakichkolwiek polityków w tej sprawie". "Faktycznie w tej sprawie interweniowali u mnie różni posłowie z Trójmiasta" - zaznaczył.

Tomasz Rzymkowski (Kukiz'15) dopytywał Gowina o nazwiska tych posłów. "Na pewno pisemnie europoseł Jarosław Wałęsa. Natomiast wizyty w ministerstwie w tej sprawie składał poseł (Stanisław) Lamczyk, a na korytarzu sejmowym zaczepiał mnie poseł (Jerzy) Borowczak" - odpowiedział Gowin.

"Jakie argumenty padały?" - dopytywał Rzymkowski. "Argumenty były takie, że ten budynek jest bardzo potrzebny sądowi gdańskiemu i należy go jak najszybciej kupić. Oni uzasadniali swoje zaangażowanie w tę sprawę faktem, że są posłami z tego okręgu i troską o dobro tego okręgu" - tłumaczył Gowin. "Poprosiłem ich bardzo stanowczo, aby się tą sprawą nie zajmowali" - dodał.

Gowin zwrócił uwagę, że o sprawie zakupu tego budynku rozmawiał z nim również ówczesny wiceprezydent Gdańska. W sprawie budynku odbyło się również spotkanie Gowina z ówczesnymi: prezesem gdańskiego sądu okręgowego Ryszardem Milewskim oraz dyrektorem tego sądu. Jak zaznaczył świadek, było to na kilka miesięcy przed aferą Amber Gold.

"W toku negocjacji (z deweloperem - PAP) uznałem, że cena 220 mln jest kompletnie nie do przyjęcia. Następna cena, którą pamiętam, to 180 mln, zapowiedziałem, że za tę cenę też nie kupię tego budynku" - mówił Gowin. Dodał, że ostatecznie budynek ten został zakupiony za ok. 150 mln, a w cenie tej zawarty był też sprzęt warty "kilkanaście milionów". "De facto budynek kupiłem za sto trzydzieści-kilka milionów, zbijając cenę o blisko 100 mln" - wskazał Gowin.